Symbolem pojednania "starej Europy" jest bez wątpienia pojednanie francusko - niemieckie.
Te dwa narody pozostawały w permanentnej wrogości i konflikcie przez stulecia. Ilekroć myślę o zdolności do przebaczania, do pokonania odwiecznych animozji w imię nadrzędnych interesów, w imię wspólnej przyszłości, tylekroć staje mi przed oczami Francja....
Francuzom przez generacje nie brakowało zasadnych, obiektywnych powodów, aby pryncypialnie odnosić się wrogo do Niemców. Jako uzasadnienie, wystarczy przypomnieć jedynie francuskie straty wynikłe na skutek I i II wojny światowej [w I wojnie zginęło 1,4 mln Francuzów, w II śmierć poniosło ponad 480 tysięcy].
W procesie francusko - niemieckiego pojednania symboliczne, wręcz mistyczne znaczenie przypada Verdun.
To małe miasto w Lotaryngii, nad rzeką Mozą, jest powszechnie postrzegane przede wszystkim jako ucieleśnienie strat i okrucieństwa I wojny światowej. W jego okolicach, na niespełna 20 km kwadratowych, od lutego do grudnia 1916 roku walczyło prawie 2,5 mln żołnierzy, z czego ponad 700 tysięcy poległo [w tym 337 tys. Niemców i 362 tys. Francuzów]. Z pietyzmem utrzymane do dziś tereny walk, a przede wszystkim cmentarze, będą po wsze czasy synonimem pamięci, męczeństwa i okrucieństwa. Zachęcam do odwiedzin Verdun, to bardzo sugestywna, wstrząsająca, ale także optymistyczna lekcja historii. W tym aspekcie Verdun jest ucieleśnieniem cierpienia i śmierci, najbardziej krwawą raną we wzajemnych relacjach.
Verdun ma także inną, nie mniej istotną wymowę: to tu, w 843 roku, na mocy Traktatu z Verdun dokonano podziału imperium Karola Wielkiego i jego syna cesarza Ludwika Pobożnego, w rezultacie czego pojawiły się podstawy Francji i Niemiec, ale także w nim należy upatrywać źródeł wielowiekowych animozji.
Wreszcie Verdun, to symbolu pojednania. To tu, na cmentarzu wojennym w Douaumont, 22 - go września 1984 roku, Prezydent Francji F. Mitterrand i Kanclerz Niemiec H. Kohl, podając sobie ręce na grobach żołnierzy, symbolicznie dopełnili procesu pojednania i zamknęli wielowiekową historię konfliktów.
Wydarzenie września 1984 roku były dopełnieniem ponad czterech dekad starań o wzajemne zrozumienie i przebaczenie, prowadzonych przez dwa pokolenia polityków, których różniło prawie wszystko.
Proces ten zainicjowany został przez "dwóch wielkich": Konrada Adenauera - Niemca, nadburmistrza Kolonii [w latach 1917 - 33], ale zarazem więźnia obozu koncentracyjnego i gestapo, który zostając Kanclerzem Niemiec w 1949 roku miał 72 lata i świadomość stojących przed nim wyzwań.
Charlesa de Gaulle'a - Francuza, Wodza Resistance, człowieka który "uratował honor Francji", Prezydenta Republiki Francuskiej, twórcy podstaw ustrojowych V Republiki.
Proces ten zakończyli: F. Mitterrand, za młodu żarliwy katolik i konserwatysta, absolwent szkoły jezuickiej, do 1943 roku urzędnik administracji Państwa Francuskiego w Vichy, następnie uczestnik Ruchu Oporu [pseudonim Kapitan Morland], socjalista, wielokrotny minister, a w końcu Prezydent Republiki.
H. Kohl, w przyszłości "Kanclerz Zjednoczenia", polityk chrześcijańskiej i konserwatywnej CDU, w końcu II wojny powołany do Wermachtu jako pomocnik.
Co nader istotne dążenia te wspierali - co najmniej od pewnego etapu, wcześniej zachowując "życzliwą neutralność" - politycy partii politycznych wszystkich opcji obu krajów. Więcej, w kwestii tej istniał trwały consensus elit politycznych i intelektualnych, który stopniowo torował sobie drogę do społeczeństw obu państw. W aspekcie społecznej akceptacji, idea pojednania francusko - niemieckiego nie była rzecz jasna łatwa, a pozyskiwanie przyzwolenia społecznego dla jej urzeczywistnienia było skomplikowanym procesem społeczno - politycznym. W praktyce wymagało odwagi, determinizmu i wytrwałości, a przede wszystkim wyciszenia konfliktów, rezygnacji z części roszczeń, pretencji i krzywd, a w konsekwencji eskalowania konfliktów na bazie historycznej. Jest jednak faktem bezspornym, że pozyskanie przychylności opinii publicznej w tym aspekcie to konsekwencja zgody, zaangażowania i moderowania przebiegu procesu ze strony elit intelektualno - politycznych.
Francuzom i Niemcom się udało.
Dla ostatecznego zamknięcia rozliczeń w Europie, do pełnego historycznego i ideologicznego pojednania Starego Kontynentu, potrzebne jest bez wątpienia pojednanie polsko - rosyjskie. Świadomość historycznych krzywd, wzajemnych uraz i pamięć o przelanej niewinnie krwi, nie może przysłaniać wyzwań, które przed nami stoją. Dbałość o narodową tradycję, nie upoważnia nas do podsycania i konserwowania wzajemnej niechęci, do eskalowania konfliktów, do kontynuowania wrogiej retoryki. Odpowiedzialność wobec przyszłości nakłada na polską elitę intelektualną i klasę polityczną szczególną odpowiedzialność i zobowiązanie.
Anachroniczna, obsesyjna wręcz niechęć do pojednania polsko - rosyjskiego znacznej części polskich elit dziwi tym bardziej, mając na względzie pojednanie polsko - niemieckie. Jest rzeczą niezrozumiałą i w istocie nie akceptowalną, dlaczego zbliżenie z Niemcami, było dla nas łatwiejsze niż analogiczny proces z Rosjanami. Twarde dowody historyczne i stopień przewinień Rosji i Niemiec wobec Polski - jeżeli gradacja ta jest w ogóle uprawniona - nie pozostawia złudzeń co do gradacji win.
W mojej opinii, rolę Verdun w relacjach rosyjsko - polskich może odegrać Katyń. To właśnie tu, jak w Douaumont, na "starych" i "nowych" polskich mogiłach - symbolach naszego narodowego dramatu, a zarazem mogiłach Rosjan zamordowanych przez NKWD, dopełnić się winno historyczne przeznaczenie: polsko - rosyjskie pojednanie.
Europa czeka na nasz polityczny rozsądek, akceptując w pełni nasze prawo do pamięci historycznej. Kto w Polsce odegra rolę de Gaulle'a i Mitterrand'a, kto będzie tym, kim był Premier Mazowiecki dla stosunków polsko - niemieckich?
Także i w tej materii warto korzystać z doświadczenia i mądrości Francuzów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz