piątek, 31 sierpnia 2012

Między Sierpniem, a Wrześniem - garść refleksji

Przypadająca dziś, 32 rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych, poprzedzająca przypadającą jutro, 73 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej, w naturalny sposób staje się okazją do refleksji. 
Daty te odgrywają bez wątpienia kluczową rolę w najnowszej historii Polski. 
31 sierpień, to symbol społecznej dojrzałości mas i odpowiedzialności elit politycznych, manifestacja zdolności do trudnego, ale potrzebnego i nieuchronnego kompromisu, którego alternatywą był konflikt społeczny o trudnych do przewidzenia skutkach, z wielce prawdopodobną konfrontacją i rozlewem polskiej krwi.
1 wrzesień, to synonim narodowej dumy, zdolności do heroicznych poświeceń, determinowanych niekorzystnymi okolicznościami wewnętrznymi i zewnętrznymi, konsekwencja strategicznych błędów politycznych, wreszcie dowód na niską użyteczność traktowanych blankietowo, międzynarodowych umów, sojuszy i gwarancji, potwierdzenie strasznego osamotnienia.
Zarazem jednak rzetelna, merytoryczna i nie obarczona skutkami etykietyzacji oraz potrzebami bieżącej walki politycznej analiza upoważnia do następujących wniosków:
Sierpniowe zwycięstwo było jednocześnie początkiem końca iluzji. Stopniowo, acz systematycznie upadał mit, że możliwa jest transformacja systemowa bez kosztów społecznych - dodajmy - wysokich kosztów społecznych. Zauważmy i przyznajmy, że głównymi beneficjentami zmian - co potwierdza tezę, że każda rewolucja "pożera własne dzieci" - nie byli i nie są wcale Ci, którzy stali na czele ówczesnych protestów: wielkoprzemysłowa klasa robotnicza, skądinąd najbardziej uprzywilejowana [zwłaszcza górnicy], część społeczeństwa realnego socjalizmu, zwana zasadnie "pieszczochami komuny". To własnie klasa robotnicza i robotnicy rolni zatrudnieni w PGR ponieśli największe społeczne, a także generacyjne, replikowane nierzadko w kolejnych pokoleniach, koszty zmiany systemu społeczno - gospodarczego w Polsce.
Porozumienia Sierpniowe przyniosły wiele pozytywnych zmian, dokonały wręcz "kopernikańskiego" przewrotu we wszystkich dziedzinach życia społecznego, co nie zmienia faktu, że wspomniana transformacja w sposób daleki od zasad sprawiedliwości społecznej, ułomny, ukształtowała nową rzeczywistość społeczno - ustrojową Polski, czemu nie potrafiono przez dekady zapobiec, zamortyzować negatywnych skutków tego trudnego, unikalnego procesu. Wszyscy zyskaliśmy wolność i nieskrępowany, pozbawiony uznaniowości dostęp do jej symbolu: paszportu. Problem w tym, że wielu Polaków do dziś, z prozaicznych powodów: siły nabywczej własnego portfela, nie jest w stanie skorzystać z dobrodziejstwa wolności i swobody przemieszczania się. 
Istotnie wzrosło zadłużenie kraju [z niespełna 53 mld zł w 1990 roku, który zresztą był pierwszym po 1989 r. i zarazem jak dotąd ostatnim, rokiem nadwyżki budżetowej w Polsce, do 963 mld zł obecnie], czemu towarzyszyła zasadnicza zmiana struktury własności kluczowych podmiotów życia ekonomicznego w Polsce.
W miarę upływu czasu od Sierpnia 1981 roku, podziwiany polski konsensus ponad podziałami, zastąpiliśmy konfliktem, kolejnymi odsłonami wojen teczek, pomówień; nastawienie negocjacyjne, koncyliacje, permanentną kłótnią; polską rację stanu partyjniactwem; historyczny determinizm, spiskową teorią dziejów; społeczną, prawdziwą solidarność, patologiczną rywalizacją, zazdrością z wszystkimi jej mutacjami. A propos, ten aspekt dobrze ilustruje stara polska anegdota, że w piekle tylko polski kocioł nie jest nadzorowany, ponieważ Polacy sami w imię ortodoksyjnie, opacznie pojmowanej równości i sprawiedliwości nie dopuszczają, aby ktokolwiek skorzystał z dobrodziejstwa ucieczki.
Zdążyliśmy przez minione lata przypadkowo, a nierzadko świadomie i z rozmysłem zdeprecjonować i podeptać wszystkie bez mała autorytety.
Mentalnie o wiele łatwiej przychodzi nam gloryfikować heroiczne, romantyczne przegrane, niż mniej spektakularne, choć zdecydowanie bardziej pożądane i korzystne z punktu widzenia dobrze pojmowanego interesu społecznego, przejawy postaw pozytywistycznych.   
Wreszcie wykreowaliśmy nowe mity: mit strasznej Polski z przed 1981 roku - obozu, ciemnogrodu, która mimo poważnych wad i niedostatków oraz czasami nadużyć, była legalnym, uznawanym podmiotem prawa międzynarodowego. Mit siermiężnego, a jeszcze bardziej nieludzkiego, tłamszącego wolność realnego socjalizmu, który co najmniej od lat 70 - tych XX wieku, stawał się - jak na obowiązujące realia geopolityczne i wymuszone standardy - będąc ustrojem pełnym niedoborów i sprzeczności, ale jednak wykazującym ludzkie odruchy. Mit spisku elit, który uosabia "Legenda Magdalenki".
Także elity polityczne nie do końca sprostały oczekiwaniom i zdołały udźwignąć ciężar odpowiedzialności. Nepotyzm, brak transparentności, prywata, okazuje się trwałą polską przywarą, o ponad czasowym charakterze, analogicznie jak naturalna Polakom skłonność do anarchizacji i braku poszanowania państwa i jego instytucji.

Rocznica 1 września upoważnia do stawiania uporczywego pytania o nasze bezpieczeństwo narodowe, wydolność i wiarygodność systemu sojuszy, o stopień naszego własnego przygotowania do obrony, jakość naszej armii. Czy aby na pewno straciły swoją aktualność wątpliwości i koszmary z 1 września 1939 roku? Czy aby na pewno nikt już nie postawi nigdy obraźliwego w istocie dla nas pytania: "Czy warto umierać za Gdańsk"?    
Jest jeszcze jeden element o symbolicznej wymowie. 
Czym dalej od wydarzeń Sierpnia 1981 roku, tym liczba zaangażowanych niegdyś w działalność opozycyjną w Polsce wydaje się być większa. Pozostając w szacunku dla ludzkich postaw i wyborów tamtych czasów, trzeba mieć odwagę powiedzieć, że ta prawidłowość dotyczyła już Legionów Piłsudskiego, co sam Marszałek konstatował z nieskrywanym zażenowaniem.        

       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz