niedziela, 12 sierpnia 2012

Syn polskiego premiera złamał dobre obyczaje i standardy?

W internetowym wydaniu Tygodnika "Wprost" [12.08.2012], syn polskiego premiera przyznaje: wiedziałem o zastrzeżeniach wobec Amber Gold. Nie to, a precyzyjnie nie tylko to, jest szokujące. 
Zdumiewające jest dziennikarskie ustalenie, że syn premiera pracując dla linii lotniczych właściciela Amber Banku, wykorzystywał wiedzę pozyskaną w toku równoległej pracy dla Portu Lotniczego w Gdańsku!!!. 
Co najmniej dwuznacznie - jak wynika z dziennikarskiego śledztwa -  zachowywał się także na finiszu swojego zatrudnienia w lokalnym Dodatku "Gazety Wyborczej".
Wywiad młodego Pana Tuska, niewątpliwie jest wydarzeniem o poważnych konsekwencjach reputacyjnych dla Premiera RP i jego formacji politycznej. Mam nadzieję, że dziennikarze dochowali należytej staranności w pisaniu artykułu i jest on dobrze udokumentowany. W przeciwnym razie, liczę na szybki pozew sądowy ze strony potencjalnie pomówionego głównego bohatera.
Prawdą jest, że rodzice nie mogą ponosić odpowiedzialności za działania i poczynania swoich, zwłaszcza dorosłych dzieci. Jednakże ta sprawa jest bardziej skomplikowana niż proste relacje syna z ojcem i ich skutki.
Po pierwsze, skoro o zastrzeżeniach wobec Amber Gold wiedział syn, to zasadnym jest pytanie o źródła tej wiedzy oraz niskiej wiary założenie, że wiedza ta była niedostępna premierowi. Skoro tak, dlaczego nie podjęto intensywnych działań zmierzających do ustalenia czy zastrzeżenia to zasadne wątpliwości, czy tylko pomówienia? Czy w rezultacie organa państwa mogły zrobić więcej niż zrobiły w celu ograniczenia ryzyka strat z tytułu działalności Amber Banku?
Po drugie, dlaczego upadający podmiot [mowa o liniach lotniczych OLT, należących do tego samego właściciela co Amber Gold], uregulował tuż przed złożeniem wniosku o upadłość wszystkie zobowiązania wobec zleceniobiorcy którym był syn premiera, traktując wyraźnie nierównoprawnie swoich innych wierzycieli oraz klientów?
Po trzecie, dlaczego Pracobiorca Pan Tusk - junior zachowywał się co najmniej mało profesjonalnie wobec swojego podstawowego pracodawcy, wykorzystując uzyskane w toku tej pracy wrażliwie informacje w interesie jednego z partnerów biznesowych swego chlebodawcy? Dlaczego ukrywał swoje prawdziwe nazwisko w korespondencji e - mailowej?
Po czwarte, mówimy o relacjach Premiera RP z synem, w czasie kiedy Polskę toczy jedna z większych afer  gospodarczych i politycznych, w czasie kiedy już i tak rozchwiane emocje społeczne, zwłaszcza po aferze taśmowej, uzyskują asumpt do dalszej radykalizacji.
Po piąte wreszcie, Pan Premier ostentacyjnie wręcz manifestuje publicznie swoją pryncypialność wobec problemu nepotyzmu, dlaczego zatem sam nie hołduje tym samym zasadom transparentności i przejrzystości zachowań, których przestrzegania oczekuje od innych uczestników życia publicznego?
Mijający weekend przynosi zastanawiające i  porażające zarazem informacje odnośnie zachowania elit politycznych.
Z jednej strony Vice Premier RP i szef koalicyjnego PSL, oświadcza że jego formacja nie ma powodów do "uderzenia się w pierś", bo ... główni bohaterowie afery taśmowej ... nie są członkami Stronnictwa!!.
Z drugiej strony okazuje się, że syn Premiera RP wcale nie zachowywał się tak transparentnie jak usiłowano to dotąd lansować, a posiadana przez niego wiedza wymusza postawienie pytania o jej źródło,  prezentowana postawa zaś będzie powodem wielu ocen i niewątpliwie zaważy ma społecznym odbiorze oblicza szefa rządu i Platformy Obywatelskiej.
To zadziwiające z jaką swobodą i bez mała bezczelną swadą politycy próbują w dzisiejszej Polsce deprecjonować znaczenie swoich działań i zaniechań, usprawiedliwiać przejawy arogancji, braku kompetencji, partyjniactwa i po prostu nepotyzmu. Nie wiem, czy jest to efektem poczucia bezkarności, czy konsekwencją przekonania o pełnionej misji. Niestety zwykła ludzka i polityczna przyzwoitość staje się w Polsce w odniesieniu do znacznej części elit politycznych bez mała reliktem. Przykra, ale prawdziwa staje się konstatacja o postępującym upadku moralno - etycznym tych, którzy sprawują władzę.
Pewnym siebie,  absolutyzującym zbawienne skutki socjotechniki polskim politykom, a przynajmniej części z nich, pokładającym niezachwianą ufność w swoje przeznaczenie i brak realnych alternatyw, zadedykować należy słynne, ponadczasowe powiedzenie Monteskiusza: "[...] rzecz, która powinna wprowadzić w zakłopotanie ministrów większości państw europejskich, to łatwość, z jaką można by ich zastąpić [...]".           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz