środa, 21 grudnia 2011

Dekompozycja, degrengolada czy przebiegunowanie systemu partyjnego?

           Najistotniejszym tematem debaty publicznej wydaje się być dziś na świecie wielokierunkowy kryzys społeczno - ekonomiczny i jego składowe: kryzys finansów publicznych, załamanie systemów zabezpieczeń i ubezpieczeń społecznych, niedomagania i archaizm systemów opieki zdrowotnej, upadek dotychczasowej aksjologii społecznej, wreszcie widoczny - zwłaszcza w Europie - kryzys tożsamości, dysfunkcjonalność demokracji przedstawicielskiej w jej dotychczasowym rozumieniu, jak i napięcia i antagonizmy związane z problematyką światowego przywództwa politycznego.
Waga i potencjalne oraz już zauważalne konsekwencje sygnalizowanych problemów powodują, że naszej uwadze umyka jeszcze jeden istotny element: kryzys i niedomagania systemu politycznego, a zwłaszcza jego kluczowej składowej - systemu partyjnego.
Nie chodzi przy tym wyłącznie o to, że życie polityczne zdominowane zostało przez media, odgrywające rolę kreatorów, recenzentów, a nierzadko i sądów kapturowych nad przywódcami i formacjami politycznymi. Trzeba zresztą oddać sprawiedliwość, że to właśnie media sprawują dziś najpełniejszą, najdalej posuniętą, najbardziej efektywną funkcję kontroli nad władzą publiczną. Dodajmy niech dalej skutecznie pełnią swoje posłanie. Środki masowego przekazu ponoszą też sporą dozę odpowiedzialności i winy za kryzys sztandarowej wartości europejskiej: idei zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego.      
Nie najistotniejsze także jest i to, że życie publiczne podporządkowane zostało normalnym prawom rynku, z nadrzędną rolą marketingu politycznego, szczególnie istotnego w warunkach nadpodaży formacji politycznych, nie różniących się w istocie założeniami programowymi i priorytetami. O pozycji partii w systemie politycznym decyduje nie oferta programowa i afirmowany system wartości, a sprawna kampania wyborcza [w tym także uśmiechnięta twarz lidera, nawet jeżeli nie jest zmącona żadną strategiczną myślą], wymagająca zaangażowania sporych środków finansowych, którymi nie dysponują z natury rzeczy formacje pozaparlamentarne, z uwagi na kształt uregulowań prawnych w zakresie finansowania partii politycznych. Wynalazek Fenicjan - pieniądze, w dzisiejszej demokracji to niestety bardzo istotna bariera wejścia.
Niepokój musi budzić daleko posunięta relatywizacja systemu partyjnego, w aspekcie aksjologii, form organizacyjnych, idei doktrynalno - programowych, wreszcie strategii politycznych. Przeciętny obserwator sceny politycznej traci z wolna orientację w zakresie motywów i determinantów zmian zachowań politycznych całych formacji politycznych i czołowych postaci partii politycznych.   
Ale najbardziej porażające jest to, że można odnieść wrażenie, że dynamizm organizacyjny wewnątrz systemu partyjnego ma pozorny charakter, jest wyraźnie sztucznie stymulowany i podsycany, będąc podporządkowany przy tym interesom oligarchii partyjnych. Wielu polityków deklaruje budowę "prawdziwej prawicy", "wrażliwej i odpowiedzialnej społecznie lewicy", "zaangażowanego politycznie centrum", 'partii patriotów", "formacji prawdziwych Polaków", brak natomiast bliższej charakterystyki zakresu pojęciowego tych terminów.
Tytułem przykładu, we Francji wiadomo, że lewica jest zawsze bardziej laicka, stanowczo bardziej pro - europejska, postrzegająca państwo jaka gwaranta sprawiedliwości społecznej, ale nie egalitaryzmu. Prawica zaś podkreśla rolę wolności obywatelskich, tradycyjnych wartości, wyraźnie bardziej preferując - niż środowiska lewicy - klasycznie pojmowane interesy i wartości narodowe.
W polskim systemie partyjnym panuje absolutny zamęt doktrynalno - programowy, a rolę osi integracji i artykulacji interesów spełniają etykiety i historyczne reminiscencje oraz kompleksy. To nie jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Potrzebny pragmatyzm polityczny, nie może być utożsamiany z poprawnością polityczną, zdradą pryncypiów, ale nie może także oznaczać braku fundamentalnych wartości i strategii programowej.
Jedną z opcji zagrożeń cywilizacyjnych naszej egzystencji jest wcale nie hipotetyczna wizja przebiegunowania Ziemi, wobec której - gdyby się ziściła - jesteśmy całkowicie bezbronni. To poczucie bezradności nie dotyczy jednak naszego życia publicznego, kształtu systemu partyjnego. Wobec tych, którzy usiłują zatrzeć możliwość identyfikacji prawicy - lewicy - centrum, tych którzy unikają jasnej prezentacji swojej aksjologii i strategii, tych którzy świadomie zmierzają do zastąpienia rzetelnego dyskursu politycznego tematami zastępczymi, mamy remedium. Nie zmieni tego konieczność być może innej dziś niż jeszcze 20 lat temu konotacji lewicowości i prawicowości. Owym panaceum jest możliwość i prawo zmian preferencji politycznych, a w ich konsekwencji zachowań wyborczych. Jest nim kartka wyborcza. Jestem przekonany, że w polskiej polityce nadchodzi nie tylko czas generacyjnych zmian, nadchodzi czas pożegnań i trwałych rozstań, nie ze względu na osiągnięty wiek głównych graczy, ale wyczerpanie kredytu społecznego zaufania i przekroczenie niewidocznej, acz społecznie odczuwalnej jako poważny dyskomfort granicy śmieszności.
Jeżeli nie zaangażujemy się w demokratyczny proces porządkowania polskiej sceny politycznej, do głosu mogą dojść radykalizmy, zwłaszcza zaś wspominani już w jednym ze wcześniejszych postów Demprofani - Ci którzy wykorzystają procedury demokratyczne do realizacji celów niekoniecznie zgodnych z dobrze pojętym interesem ogólnospołecznym. To nie jest groźba. To przestroga.          



2 komentarze: