czwartek, 11 kwietnia 2013

Czy polityk lewicy musi być biedny, czy "tylko" uczciwy?

      Dzisiejsze [10.04.2013] wydanie internetowe "Le Figaro", w artykule pod tytułem "Un depute millionnaire menace de quitter la France", podnosi kwestię francuskiego deputowanego do Zgromadzenia Narodowego, z rekomendacji... Grupy Radykalnej Lewicy [la Groupe Radical de gauche, zatem lewicy lewicy!!], Thierry Robert'a. Wspomniany parlamentarzysta, nie dość że ujawnił swój status majątkowy [wartość rynkowa posiadanych przez niego nieruchomości przekracza 9 mln Euro, dochód rozporządzalny 90 000 Euro miesięcznie, a wartość posiadanej polisy na życie 6,3 mln Euro!!!], to jeszcze publicznie zadeklarował, że rozważa kwestię opuszczenia Francji z motywów podatkowych [pochodna sztandarowej koncepcji Prezydenta Republiki: dolegliwego opodatkowania najbogatszych].
To kolejny marketingowo - PiRowski problem francuskiego obozu władzy, już i tak sponiewieranego przez afery z udziałem kluczowych notabli i rosnące zniecierpliwienie społeczne, z uwagi na mizerne wyniki w walce z kryzysem ekonomicznym. Swoją rezerwę i dystans wobec pakietu propozycji socjalistów zgłasza już nie tylko - co absolutnie naturalne - opozycja, ale i z własnych szeregów coraz donioślejsze są pomruki niezadowolenia.
Wydaje się jednak, że podstawową kwestią - poza rzecz jasna mającą obiektywne i subiektywne źródła  nieskutecznością w walce z kryzysem, oraz aferami - jest bezradność socjalistów wobec de facto istotnej dywersyfikacji własnego zaplecza politycznego, w aspekcie pozycji społecznej i zamożności. O ile afery sprowadzane są do incydentalnej patologii władzy, o tyle o wiele poważniejszym wyzwaniem jest kwestia skomunikowania, argumentacji własnej bazie społecznej i wyborczej, że sympatyk lewicy, reprezentant polityczny z jej rekomendacji, może być człowiekiem zamożnym, zwłaszcza w aktualnej sytuacji społeczno - politycznej Francji. Kluczowym dylematem, o ważkich konsekwencjach, rzutującym na preferencje polityczne i zachowania wyborcze, jest konieczność odpowiedzi na pytanie: czy polityk lewicy, z doktrynalnych powodów, może być człowiekiem zamożnym, czy taki wizerunek odpowiada oczekiwaniom społecznym? 
Pryncypialnym zwolennikom koncepcji siermiężnej lewicy warto przypomnieć, że już czołowe ikony ruchu socjalistycznego i komunistycznego, nie należały do zagrożonych pauperyzacją, by na przykładzie F. Engelsa poprzestać [zainteresowanym, polecam znakomitą książkę na ten temat: T. Hunt. Fryderyk Engels. Komunista we fraku. Wyd. Świat Książki. 2012]. W aktualnych realiach, zasadnym i uprawnionym wydaje się być podejście, preferujące u zwolennika lewicy i w jego ocenie uczciwość, wrażliwość społeczną i merytoryczne kompetencje, niż formalny status majątkowy, wszakże z istotnym zastrzeżeniem, że posiadany majątek musi pochodzić z legalnego źródła. W konsekwencji, opinia publiczna zdaje się zaakceptuje z pewnością bardziej majętnego przedstawiciela lewicy jako symbol sukcesu społeczno - zawodowego, zaangażowanego w transparentne działanie na rzecz zbiorowości, w zapewnienie większej sprawiedliwości i równości społecznej, niż ideologicznego ekstremisty, pozbawionego sukcesów zawodowych, o niskim statusie materialnym. Często podnoszonym argumentem jest także i szerokie społeczne przekonanie - dodajmy nie zawsze zasadne - że osoby majętne są mniej podatne na działania korupcyjne.    
Mając na względzie całokształt okoliczności, społeczny stereotyp bogatej prawicy i biednej lewicy, z pewnością nie przystaje nie tylko do realiów francuskich XXI wieku. Z punktu widzenia optymalizacji procesów rządzenia i realizacji rzeczywistych interesów społecznych, strategicznie ważniejszym jest, aby politycy byli uczciwi, transparentni, zaangażowani i kompetentni, a przy tym bogaci, traktujący swój mandat publiczny jako misję, a nie okazję do podniesienia swojego statusu materialnego i "ustawienia" najbliższych.        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz