wtorek, 6 stycznia 2015

Mondializacja/Globalizacja - zdrowa, dostatnia, sprawiedliwa?

Polska, Francja, Europa, weszły w 2015 rok z nowymi nadziejami, ale i wcale nie mniejszymi obawami oraz społecznymi lękami.
Dla Europy - poza pytaniem o perspektywy - wyzwaniem jest bez wątpienia pełzający konflikt Wspólnoty i Strefy Euro, wyrażający się z jednej strony realną groźbą zmniejszenia liczącej na dziś 19 członków strefy wspólnej waluty, na skutek werdyktów i zapowiedzi wyborczych co najmniej Greków, Brytyjczyków i Hiszpanów, z drugiej rosnącymi obawami społecznymi o poziom życia i źródła egzystencji szerokich rzesz Europejczyków.
We Francji, toczy się de facto permanentny konflikt aksjologiczny, o kształt i preferencje systemu politycznego oraz kierunki zmian, po wyraźnej, względnie trwałej, alokacji sił w obrębie systemu partyjnego, wyrażającej się kryzysem tradycyjnych formacji, pochłoniętych walką o przywództwo i przetrwanie w dotychczasowym kształcie, z jednoczesnym dynamicznym wzrostem poparcia dla systemowego Frontu Narodowego.
Polska, poza przygniatającym życie publiczne, w istocie miałkim konfliktem na prawicy, między Platformą Obywatelską, a Prawem i Sprawiedliwością, rozgrywającym się w tle upadkiem lewicy, coraz wyraźniejszą polaryzacją przed kluczowymi elekcjami 2015 roku, pochłonięta jest konfliktem o dostępność podstawowej opieki medycznej, będącym wyrazem skrywanej przez elity niewydolności, a mówiąc dosadnie bankructwa systemu opieki zdrowotnej w obecnym kształcie.
Polacy od co najmniej dwóch dekad, niczym w oparach romantycznego opium, żyją w przeświadczeniu, że zmiana ustrojowa uczyniła  ich nie tylko wolnymi w sensie politycznym, ale i bogatszymi, a wejście do instytucji europejskich stworzyło dodatkowo wręcz nieograniczone, nie limitowane możliwości rozwoju osobistego i bogacenia się. Postawa ta i przekonanie, umiejętnie wzmacniane nachalnym marketingiem poprawnych politycznie mediów, wedle których Polska jest prymusem zmian systemowych, punktem odniesienia dla wielu innych państw i nacji, leży u podstaw demagogicznej partycypacji Polaków w wyścigu o wzrost gospodarczy i dobrobyt, bez względu na szeroko pojęte koszty społeczne.
Dzieje się tak w sytuacji, w której nawet uchodzący za bastion liberalizmu Międzynarodowy Fundusz Walutowy oficjalnie głosi, że wzrost gospodarczy wcale nie jest najważniejszy, że nie może on prowadzić do wykluczenia.
Według danych transparentnego, światowego ubezpieczyciela: Credit Suisse, globalne światowe bogactwo to 241 bln USD. 50% owej światowej zamożności, stanowi własność 1% najbogatszych. 2/3 światowej populacji to ludzie, których majątek osobisty nie przekracza 10 000 USD. 0,7% mieszkańców Ziemi, dysponuje majątkiem powyżej 1 mln USD, w ich rękach pozostaje 41% światowego bogactwa.
85 globalnych krezusów ma do dyspozycji tyle, ile pozostaje dla 3,5 mld mieszkańców planety!!!
Globalizacja prowadzona w imię wolności przepływu kapitału, dóbr i ludzi, standaryzacji i unifikacji zasad i kosztów, celem optymalizacji i wzrostu dobrobytu społecznego, doprowadziła faktycznie do zaniku barier i suwerenności narodowych, z korzyścią jednak przede wszystkim, by nie powiedzieć wyłącznie dla międzynarodowego kapitału, a nie globalnego poziomu życia społecznego. Pozornym dynamizmem, doporowadziła także do zaniku pojęcia bezpieczeństwa socjalnego i społecznego, co legło u podstaw wielu narastających, grożących prawdziwym wybuchem społecznego negatywnych zjawisk: niezadowolenia i niekontrolowanej frustracji, wedle scenariusza narodzin i aktywizacji prekariatu, opisywanego przez Guy Standinga.
W konsekwencji globalizacja także nie jest sprawiedliwa, dostatnia, zdrowa, stanowi niestety kontynuację prymatu wynalazku Fenicjan, w bardziej zawoalowanej formie, jest prolongatą wyzysku, nierówności i dysproporcji, tyle że z bardziej ludzką twarzą, z naciskiem na formalną równość szans i możliwości.
Stan faktyczny, brutalna prawda, jest tymczasem znacząco mniej zniuansowana.
Międzynarodowy podział pracy jest kontynuowany ze znacznie większą niż dotąd formalną i nieformalną pozycją kapitału i jego depozytariuszy. Kolejne generacje pracowników najemnych, skazane są w aktualnych warunkach, na postępującą pauperyzację, a w konsekwencji społeczną degradację, a bieguny społecznej zamożności niewątpliwie nadal będą dynamicznie rosnąć oraz rozwierać się, a incydentalne i spektakularne sukcesy wybitnych jednostek, tylko potwierdzają regułę i zarysowaną powyżej prawidłowość.
Czy istnieje rozwiązanie, wyjście z obecnej sytuacji? Zgodnie z ludowym, zasadnym porzekadłem, nie ma sytuacji bez wyjścia: albo międzynarodowy kapitał, światowa elita zamożności, w imię pokoju i spokoju społecznego, dokona świadomego samoograniczenia, także w trosce o własną dostatnią, bezpieczną przyszłość, albo zatriumfuje chaos, zamęt i prekariat.
Co do Polski, musimy dojrzeć do przekonania, że dostatność i równość ma - niczym tęcza - wiele mutacji, że nierówność w poziomie życia, w aktualnych realiach, jest stanem trwałym, choć przez wielu zasadnie nieakceptowanym. Naszym problemem jest nie logiczna i nie znajdująca uzasadnienia sytuacja, zgodnie z którą minimalna płaca nie gwarantuje minimum egzystencji, a praca - zwłaszcza z godziwym wynagrodzeniem - jest produktem tak luksusowym, że jej dostepność nie jest limitowana merytorycznymi, transparentnymi barierami, a zdominowana przez patologie. W warunkach polskich kooptacja do względnego dobrobytu, rzadko ma podstawy merytoryczne, zbudowane na rzeczywistym wkładzie pracy w rozwój społeczny. Znacznie częściej partycypacja ta jest dziedziczna i pokoleniowa replikowalna, jakże czesto powiązana z przejawami prywaty i nepotyzmu.  
Globalizacja miała być jednym z sztandarowych wyróżników naszej cywilizacji, drogą do równości szans i standaryzacji społecznej zamożności. Świadomie, czy przypadkowo stała się piętnem, publicznym, ponadczasowym, ponad systemowym wstydem. Czy tak musi być? Czy istnieje społeczny consensus i przyzwolenie na prolongowanie takiej konotacji globalizmu na przyszłość?          
                    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz