niedziela, 29 marca 2015

Racjonalni - radykalni - poprawni? Wolę normalnych...

We Francji dziś druga tura wyborów kantonalnych i departamentalnych. Niezależnie od ich wyniku, niezależnie od tego czy powiedzie się de facto rekomendowana przez UMP strategia izolacji Frontu Narodowego przez klasyczną prawicę, "stare" elity polityczne trwają w nerwowym szoku przed przyszłością. Charakteryzująca system polityczny V Republiki dwubiegunowość, staje się z wolna anachronizmem, odchodzi w przeszłość klasyczny system partyjny.
W Polsce kampania prezydencka nabiera tempa i rumienców, co nie znaczy bynajmniej, że zyskuje na merytorycznej jakości i społecznym zainteresowaniu.
Do niedawna stuprocentowi faworyci, z niepokojem obserwując gasnące sondaże, odwołują się zarazem do poczucia racjonalności wyborców. Racjonalność w ich rozumieniu, to milcząca akceptowalność społecznego i politycznego status quo, sprowadzająca się - bez etykietyzacji i inwektyw - do dominacji quazi liberalnej polityki Platformy Obywatelskiej, stygmatyzującej aktualny układ sił. Ich nadzieja, zawiera się w przekonaniu, o zbawiennym wpływie środków z U.E w jeszcze jednej perspektywie finansowej dla Polski, które - niczym opium - mają uśmieszyć społeczne napięcia. Także kryzys ukraiński stanowi dla nich szansę odwołania się do doświadczenia. To nic, że w Polsce już ludzie z doktoratami nie mogą znaleźć pracy, a liczni absolwenci boomu edukacyjnego ostatnich lat na poziomie wyższym, podejmą każdą pracę, za każdą płacę. Póki co jeszcze 66 letni murarze nie spadają z rusztowań,  a ich równolatkowie - kierowcy autobusów jeszcze nie sprowadzają powszechnego zagrożenia w ruchu drogowym, więc po co rozmawiać o zasadności zmian w systemie emerytalnym?  Obiecane - nie tylko przez Żeromskiego "szklane domy" - kończą się w Warszawie, a klasa rządząca skutecznie przeniosła obyczaje warszawskie na prowincję, w odniesieniu do zatrudnienia i zarządzania. Czy jednak dla całej elity Platformy Omnipotencji starczy w przyszłości miejsca w Brukseli - symbolu dostatniej oazy dla polityków zdyskredytowanych w kraju? Szczerze wątpię i mam nadzieję, że nie starczy.  
Główny oponent faworyta, zwany przez Platformę radykalnym, dźwigając brzemię partii pochodzenia, też nie będąc ideałem, próbuje chociaż ożywić dyskusję o tematy mające strategiczne znaczenie, nie tylko dla tej generacji, jak choćby kwestia Euro, jako narodowego środka płatniczego w Polsce. Niestety uderzenie poprawnych politycznie mediów, bijących w dzwony trwogi za sprawą przykładu Pani Premier, uzupełnione próbami dyskryminacji na bazie bankructw niektórych SKOK-ów, zmierza do dyskredytacji kandydata.
Lewica usiłuje się przebić z niezrozumiałą nawet dla własnego twardego elektoratu kandydaturą, inni kandydaci - może z wyłączeniem obywatelskiej inicjatywy P. Kukiza - stanowią ledwie tło dla kampanii wyborczej.
Temperatura kampanii wyborczej w Polsce nie odbiega od analogicznej we Francji. Zarówno wybory prezydenckie w Polsce, jak i departamentalne we Francji, są ledwie prologiem do prawdziwego starcia: jesienią tego roku wyborów parlamentarnych w Polsce i wyborów prezydenckich 2017 roku we Francji.  
Na łamach "Le Monde" [wydanie z 26.03.2015], wywiad z Frederic'iem Giraut, z Uniwersytetu w Genewie [" La toponymie, une vieille obsession de l'extreme droite"], odwołujący się do toponimii tj. działu - także nauki - zajmującego się nazwami miejsc, usiłuje jeżeli nie dyskredytować, to przynajmniej krytykować francuską prawicę narodową, za przywiązanie do symboli narodowych i niechęć do kulturowego kosmopolityzmu. Wywiad ten, to w istocie ciekawy i inspirujący przykład uniwersalnego, wszechobecnego starcia kulturowego w Europie, w której coraz częściej, patriotyzm oparty na wartościach narodowych, staje się przaśnością i zacofaniem, a przynajmniej jako taki lansowany jest przez poprawne politycznie media. 
W walce ideologicznej i politycznej, można stosować w istocie wszystkie figury retoryczne, z założeniem, że istnieje prawo retorsji strony atakowanej, w warunkach postulowanego, równego dostępu do mediów, będącego na dziś niestety iluzją. 
W demokracji decyduje głos większości, choć ta nie zawsze ma rację. Respektowanie jej werdyktu uchodzi za kanon, choć historia dostarcza wystarczająco dowodów [vide choćby Wolna Francja De Gaulle'a], że także mniejszość może skutecznie nieść, przy sprzyjających warunkach, światło prawdy i prawdziwego postępu.
W nasilającym się, europejskim sporze: racjonalni - radykalni - poprawni, stawiam na normalnych, pragmatycznych, uczciwych i zaangażowanych.
Potencjalny lokator Pałacu Prezydenckiego w Warszawie - dodajmy niezwykle drogi w utrzymaniu [utrzymanie urzędu Prezydenta RP, to ponad 165 mln zł rocznie - ścisła europejska czołówka!!], powinien moim zdaniem zainicjować zmiany systemu politycznego w Polsce: proces odejścia od obecnego niewydolnego, drogiego układu władzy, na rzecz systemu prezydenckiego, lub likwidacji tego ostatniego w obecnej formie. Po co nam bowiem dwa ośrodki władzy wykonawczej: skupione wokół Premiera i Prezydenta? Niestety o tym dezyderacie nie mówi nikt z kandydatów. A szkoda.....                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz