niedziela, 15 maja 2011

"Oui, mais", czy czas zastosować tą formułę w Polsce ?

            W przeprowadzonym w dniu 27.04.1969 roku Referendum we Francji, dotyczącym planowanych przez de Gaulle'a reform regionalnych i ustrojowych [zwłaszcza Senatu], referendum - dodajmy - przegranym przez Generała i będącym przyczyną jego rezygnacji z urzędu Prezydenta Republiki, przywódca Republikanów Niezależnych [Federation nationale des republicains independents], wieloletni minister finansów, a później także Prezydent Republiki [w latach 1974-1981] - Valery Giscard d' Estaing, zastosował nową formułę warunkowego poparcia de Gaulle'a: oui, mais [tak, ale].
Giscard odmówił tym samym dotychczas obowiązującego, blankietowego poparcia gaullizmu, domagając się jasnych zasad gry, oraz większej, rzeczywistej partycypacji w procesie budowania koncepcji politycznych i kontroli ich urzeczywistniania.
Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że we współczesnej Polsce, w związku z nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi, doszliśmy razem do momentu, kiedy giscardowski model "oui, mais", należy wdrożyć wobec polskich elit politycznych, a przede wszystkim w stosunku do oligarchii partyjnych, które zawładnęły życiem publicznym.
Nasze bezwzględne "tak" winno dotyczyć tego, wokół czego zbudowane są zręby narodowego consensusu: tradycji, wartości demokratycznych, systemu sojuszy, obecności w instytucjach europejskich. 
"Tak" nie może jednak oznaczać przyzwolenia dla aktualnego modelu funkcjonowania demokracji w Polsce, w którym de facto nie ma miejsca na życie publiczne poza partiami, w którym "partiokracja", a ściślej elitarne oligarchie partyjne, zmonopolizowały życie polityczne i proces wyborczy, proces kooptacji do życia publicznego, które systemem nominacji i polityką "miejsc na liście", realizowaną w warunkach aktualnej ordynacji wyborczej [głosowanie w większości proporcjonalne na listy partyjne, w wielomandatowych okręgach wyborczych, z wyjątkiem Senatu], całkowicie odpodmiotowiły życie polityczne, czyniąc z politycznych reprezentantów wyłącznie posłusznych wykonawców woli kierowniczych gremiów partyjnych.
W rezultacie już w toku kampanii wyborczej powinniśmy bardziej akcentować "ale", niż "tak", powinniśmy otwarcie [pytanie tylko gdzie?] stawiać fundamentalne pytania wszystkim bez wyjątku partiom politycznym. Nie powinno być już dłużej społecznego przyzwolenia do pełnienia przez elektorat roli "mięsa armatniego", którego powinność sprowadza się do biernego aktu wyborczego. Mamy prawo i obowiązek pytać i stawiać trudne kwestie:
1. Jak ma wyglądać przyszła koalicja i jej polityczne priorytety?
2. Jaki program rządowy i jakie są jego pryncypia?
3. Jaki system podatkowy [zarówno w odniesieniu do osób fizycznych, jak i prawnych]?
4. Kalendarium i preliminarz kosztów kluczowych reform [KRUS, emerytury i renty dla uprzywilejowanych, służba zdrowia]
5. Kiedy zrezygnujemy z pseudo - mocarstwowych ambicji, czego praktycznym wyrazem zagraniczne misje wojskowe, na które nas po prostu nie stać?
6. Co z reformami ustrojowymi [reforma parlamentu, Urzędu Prezydenta]?
Nie możemy dłużej blankietowo akceptować tego co robią elity polityczne. Atrakcyjnie medialnie transfery polityczne [a propos otwartą pozostaje kwestia wiarygodności politycznej podlegających transferom i organizujących te transfery, amnezja i iluminacja, oraz przeznaczenie nie mogą być uzasadnieniem sprzeniewierzenia się ideałom !!! ], nie powinny uśpić naszej wiary i czujności. 
W tej sprawie, z uwagi na jej znaczenie i dalekosiężne konsekwencje, lepiej być "niewiernym Tomaszem", nie popierać automatycznie i rutynowo nikogo.  "Tak, ale" powinno stać się modnym w tym roku sloganem politycznym i mottem naszych zachowań wyborczych.     
            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz