O sprawach Europy pisałem już kilkakrotnie, z całą pewnością jednak temat ten jeszcze nie raz powróci.
Ostatnie spotkanie Kanclerz Niemiec A. Merkel i Prezydenta Francji N. Sarkozy, traktowane przez wielu komentatorów jak faktyczny początek urzeczywistnienia idei "Europy dwóch prędkości", daje asumpt do poważnych rozważań nad przyszłością Europy.
Rzecz nie w tym, czy ogłoszona idea wspólnej polityki finansowej państw strefy Euro jest realistyczna, czy uda ją się skutecznie wdrożyć do praktyki europejskiej, czy istotnie odegra ona rolę stabilizatora sytuacji ekonomicznej, a przede wszystkim finansowej Europy. Problem ma zdaje się zgoła odmienny, bardziej złożony, a przede wszystkim poważniejszy charakter.
Punktem wyjścia musi być niestety bolesna konstatacja, że praktyka funkcjonowania Wspólnoty ostatnich lat, obnażyła bezlitośnie wszystkie słabości procesu zjednoczenia.
Podstawowym, kardynalnym błędem, grzechem pierworodnym było i jest zawężone rozumienie jedności europejskiej, jako wspólnoty ekonomicznej, czego symbolem wspólna waluta - Euro. Jej wprowadzeniu, monitorowaniu jej siły nabywczej, nie towarzyszyło wdrożenie i funkcjonowanie skutecznych mechanizmów kontrolnych, co stanowiło pole do istotnych nadużyć [casus Grecji]. Waluta wykreowana została do symbolu jedności, kontrola została zachowana w granicach narodowych. To nawet z logicznego punktu widzenia absurd i błąd w w wymiarze strategicznym.
Zbiurokratyzowane instytucje europejskie pochłonięte między innymi karykaturalnymi formami kodyfikacji przepisów prawa [symboliczna krzywizna banana, ostatnio idea parytetu w zarządach Spółek, choć przykłady tak rozumianej radosnej twórczości, można by mnożyć w nieskończoność] nie zauważyły, że jedności europejskiej nie buduje, a zakładanych efektów synergii nie zapewni wyłącznie liberalizacja przepływu towarów i ludzi, ale także, a może nawet limituje jej powodzenie, ścisła koordynacja działań we wszystkich obszarach życia społecznego i politycznego.
Bazą sukcesu zjednoczonej Europy i źródłem zatrzymania postępującej jej dekadencji w świecie, nie będzie bowiem wspólna waluta i wyłącznie kodyfikacja systemów prawnych. Podstawą tego sukcesu musi być wielowymiarowa jedność polityczna.
Mimo mojej estymy do Generała de Gaulle'a i jego koncepcji, oraz dorobku politycznego, nadszedł chyba czas kiedy trzeba w Europie postawić jasno sprawę, że formuła Europy Ojczyzn, konfederacji suwerennych państw narodowych, to anachronizm. Sukces Europy wymaga aby za priorytet uznać sprawę jej politycznej jedności, ze stopniowym ograniczaniem prerogatyw rządów narodowych, od ekonomiki, polityki zagranicznej i obronnej poczynając.
Jestem świadom kontrowersyjności powyżej tezy. Znam siłę narodowych partykularyzmów, oraz wagę nacjonalistycznych resentymentów. Jeżeli jednak istotnie - jako Europejczycy - chcemy uchronić kontynent przed degradacją i marginalizacją, przed dekadencją, musimy - trawersując nieco słynne słowa Prezydenta J. F. Kennedy' ego wypowiedziane w Berlinie, 26 - go czerwca 1963 roku [Ich bin ein Berliner - Jestem Berlińczykiem] - jasno mówić: Jestem Europejczykiem, a dopiero po tym Polakiem.
Współczesność, jej dramatyczne wyzwania w wymiarze zbiorowym i jednostkowym wymagają odejścia ode egoizmów narodowych, myślenia w kategoriach cywilizacji europejskiej, prawdziwej zjednoczonej Europy, świadomej rezygnacji z pryncypialnie i ortodoksyjnie pojmowanej suwerenności, na rzecz dobra wspólnego. Skoro w Europie mogli się pojednać i działają razem Niemcy z Francuzami, co ogranicza inne narody i nacje przed tym samym?
Jeżeli tej idei nie uda się urzeczywistnić, jeżeli nie zwycięży ta postawa i podejście, Europa nie ma najmniejszych szans, a przywołując raz jeszcze de Gaulle'a, trzeba przypomnieć jego słynne, oby nie prorocze słowa: Europę zjednoczą dopiero Chińczycy.
Świadom zagrożeń i determinizmów, dobrze identyfikując nasz narodowy interes, w przekonaniu, że przeobrażenia te będą procesem, a nie aktem, który jednak trzeba szybko zapoczątkować, trzeba już dziś jasno zadeklarować: jestem Europejczykiem. Równoległe trzeba rozpocząć gruntowną przebudowę europejskiej konstrukcji i instytucji, jednak od fundamentów i ścian nośnych, a nie dachu, którym jest Euro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz