Dzisiejszy dzień przynosi w Polsce kolejną odsłonę politycznego spektaklu w postaci następnych transferów politycznych. Oczywiście zupełnie przypadkowo, w dniu konwencji wyborczej lewicy [SLD], na godzinę przed jej rozpoczęciem, na konferencji prasowej, Platforma Obywatelska ogłasza przyjęcie w swoje szeregi, a minimum umieszczenie na swoich listach wyborczych, kolejnych prominentnych polityków lewicowych, w tym byłego [w latach 1995 - 1997] Ministra Spraw Zagranicznych RP, z rekomendacji SLD.
Zadziwiająca metamorfoza. Przejście z partii socjaldemokratycznej do liberalnej, z jednoczesną próbą wmówienia elektoratowi, że jest to naturalna, uzasadniona kolej rzeczy, w oparciu o rzekomo wspólną aksjologię. Co prawda jest to zgodne ze słynnym powiedzeniem Georgesa Clemenceau: "[...]Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie łajdakiem[...]", niemniej trudno nie odnieść wrażenia, że jest to po prostu skrywana pod pięknymi frazesami prywata, niż faktyczny, rzeczywisty proces dojrzewania i ewolucji postaw politycznych. Trzeba dużej naiwności, aby nie zakładać właściwego odbioru takich zachowań przez wyborców.
O ile rozumiem, choć nie podzielam i nie akceptuję motywacji "skoczków", dla których trwałe funkcjonowanie w życiu publicznym jest istotą egzystencji, jest działaniem determinowanym chęcią zachowania poziomu życia i dotychczasowych przywilejów, zwłaszcza w sytuacji marginalizacji przez oligarchię partyjną dotychczasowej formacji - "żywicielki" - SLD [czego wyrazem niskie miejsce na liście wyborczej], o tyle zachowanie Platformy to dla mnie przejaw samobójstwa, zwłaszcza wobec własnego elektoratu.
Platforma jest na najlepszej drodze do budowy nowego, znanego z polskiej historii Frontu Jedności Narodu. Do pełnego sukcesu brakuje jeszcze przywołania sztandarowego hasła tej kadłubowej formacji - "głosujemy bez skreśleń".
Najpierw Platforma przyjęła skoczków z PJN, którzy - jak w iluminacji - ujrzeli nagle i niespodziewanie w partii jedyne źródła krynicy dobra, prawdy i skuteczności w pracy dla Polski. Teraz nasila się adekwatny proces w stosunku do polityków utożsamianych dotąd z lewicą. Trzeba zadać sobie i politykom P.O. proste pytanie: gdzie leży granica cynizmu?
Ten egzotyczny synkretyzm rodzajowy, pragmatyczny relatywizm, być może zapewni zwycięstwo wyborcze w większej skali, ale zarazem zagrozi w przyszłości spoistości partii i będzie zarzewiem tendencji odśrodkowych. Taki wielobarwny peleton dobranych ad hoc polityków, rozsadzi po prostu PO w przyszłości.
Na jeszcze jeden element warto zwrócić uwagę. Dekompozycja polskiego systemu partyjnego w takim wymiarze, może zagrozić wiarygodności samej Platformy. Działania te są po prostu coraz mniej rozumiane i akceptowane przez twardy elektorat partii. Liberalne nawrócenia nie mogą mieć przecież tak masowego i skoncentrowanego w czasie charakteru. To przeczy wszelkim prawom, także logiki.
Oby koncepcja Platformy jako przystani wszystkich tych, którzy w zamian za atrakcyjne miejsce na liście wyborczej, gotowi są do pojęcia próby odebrania głosów konkurencji, nie była prawdziwym niezamierzonym, acz skutecznym Koniem Trojańskim społeczeństwa obywatelskiego.
Największą karą dla Platformy może być w zaistniałej sytuacji frekwencja wyborcza. Jej elektorat może poczuć się manipulowany i zdradzony, w odpowiedzi podejmując decyzję o pozostaniu w domu. To byłoby działanie zabójcze z punktu widzenia interesów Platformy.
Polski słownik polityczny zaaprobował swego czasu wprowadzone przez ks. prof J. Tischnera pojęcie "Homo Sovietikus" i jego konotację. Czy przypadkiem nie nadszedł czas aby wprowadzić pojęcie Homo Ratio - Politicus [Człowiek Racjonalny Politycznie], którego wyróżnikiem jest zdolność do realnej oceny istoty zjawisk i zachowań politycznych, w oparciu o jasną aksjologię, rozumienie socjotechniki i daleko posunięta odporność na pozamerytoryczne działanie PiR, w okresie decyzji wyborczych?
Ktoś tu chyba zwariował. Na szczęście do wyborów jeszcze prawie dwa miesiące. Możemy wszyscy poddać się terapii odwykowej, której celem jest odzyskanie zdolności i umiejętności rozpoznania właściwych interesów społeczeństwa obywatelskiego, oraz ich seperowanie od interesów partiokracji.
Zamiast podsumowania jeszcze jedno odwołanie do G. Clemenceau: "[...]Nigdy nie kłamiemy tyle, co przed wyborami, podczas wojny i na polowaniu[...]".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz