środa, 20 lipca 2011

Czwarta władza, czy patologia władzy?

            Afera dotycząca imperium medialnego Ruperta Murdoch'a - holdingu medialnego News of the World, polegająca na podejrzeniu o stosowanie nielegalnych podsłuchów jako źródła informacji, nie ma wbrew pozorom wymiaru jedynie lokalnego, nie dotyczy wyłącznie Wielkiej Brytanii. Ujawniane jej kulisy, powiązania ze światem polityki i niektórymi organami państwa, w tym zwłaszcza służbami specjalnymi, powodują, że sprawa ta stawia na porządku dziennym konieczność odpowiedzi na pytania o granice wolności słowa, reputację dziennikarza i granice akceptowalności jego warsztatu zawodowego, społeczną kontrolę nad środkami komunikacji masowej, wiarygodność rynku mediów oraz ich rolę w życiu publicznym współczesnych społeczeństw.
Po II Wojnie Światowej, przez dekady, media uznawane były za czwartą władzę, za gwaranta demokracji i instrument społecznej kontroli nad funkcjonowaniem władzy politycznej. Apogeum bezdyskusyjnie pozytywnej roli mediów w wolnym świecie, przypada niewątpliwie na okres początku lat 70 - tych XX wieku i związane jest z rolą prasy ["Washington Post"], w ujawnieniu Afery Watergate, co było de facto przejawem troski o dobro publiczne, nienaruszalność fundamentalnych zasad, dowodem siły i zwycięstwa opinii publicznej.
Niestety procesy globalizacji, a zwłaszcza koncentracji i kartelizacji rynku mediów, z jednoczesną wyraźną aprecjacją roli telewizji na czele, doprowadziły do zasadniczej zmiany jakościowej rynku mediów, którego główne podmioty przestały zachowywać się transparentnie wobec polityki więcej, zaczęły angażować się w bieżącą walkę polityczną, niekiedy ledwie skrywając swoje preferencje polityczne, uczestnicząc czynnie w walce o "rząd dusz", kształtując preferencje wyborcze elektoratu.
Jak długo działania te mieściły się w normach demokratycznego państwa prawa, mogły być skrywane pod płaszczykiem troski o optymalizację procesów zarządzania, mogły być afirmowane jako przejaw autentycznej troski o jakość demokracji.
Od dawna czujemy jednak instynktownie, że nie jest to już niestety jedyny motyw funkcjonowania mediów w życiu publicznym. Dziś wiemy także, że w realizacji swoich szeroko pojętych funkcji, a i interesów, niektóre media, działające w krajach stanowiących bez mała wzorzec rozwiązań w dziedzinie efektywności demokracji, zapewnienia artykulacji dążeń społecznych, gotowe są posunąć się do metod działania nie przystających w żaden sposób do głoszonej aksjologii.
To musi każdego z nas skłaniać do refleksji nie tylko dotyczącej granic wolności słowa, ale zastanowienia się nad istotą współczesnych mediów  w życiu publicznym. 
Czy aby nadal mają one prawo uchodzić za czwartą władzę w dotychczasowym wymiarze i z dotychczasowymi prerogatywami? Czy istnieje przyzwolenie społeczne dla tego typu praktyk, jak prezentowane, a przede wszystkim właśnie ujawnione w Wlk. Brytanii? Czy aprobując filozoficzne stwierdzenie, że nic nie trwa wiecznie i wszystko podlega permanentnym zmianom, nie nadszedł przypadkiem czas redefinicji roli środków masowego przekazu? Czy akceptujemy związki mediów z polityką, a szerzej elitą polityczną na zasadzie sprzężenia zwrotnego i uprzywilejowaną pozycję niektórych opcji politycznych oraz ich reprezentantów w tym względzie? Czy epoka mediów elektronicznych nie oznacza przypadkiem zasadnego w tej sytuacji kreowania zapotrzebowania na nowy, zatomizowany typ środków masowego przekazu, z relatywnie niską barierą wejścia i możliwością partycypacji dla wielu użytkowników, bez dbałości o polityczną poprawność, z prawem głosu publicznego poza systemem reglamentowanym przez partiokrację?
Warto, oglądając kanały informacyjne i kupując prasę pamiętać o tej zależności. 
Pojęcie wolnych mediów zaangażowanych we właściwie pojmowany interes społeczny przechodzi wyraźny kryzys, chyba że przez wolność i niezależność, rozumiemy brak społecznej kontroli nad ich poczynaniami. Ten rodzaj i zakres wolności - jak pokazuje praktyka - ulega bezustannie rozszerzeniu.       
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz