środa, 4 kwietnia 2012

Czy możliwa jest egzempcja w polskiej polityce?

          Egzempcja, wywodząca się od łacińskiego terminu exemptio, oznaczającego wyjęcie podmiotowe lub przedmiotowe [kogoś lub czegoś] spod zwyczajowej lub prawnej jurysdykcji, odegrała istotną rolę w kościele katolickim przełomu X/XI wieku. Za jej sprawą [podporządkowanie wyłącznie papieżowi, z pominięciem struktur narodowych], francuskie opactwo Cluny tworząc Kongregację Kluniacką [1027 r.], odegrało bardzo istotną, nader pozytywną rolę w reformie średniowiecznego kościoła [tzw. reforma kluniacka, oznaczająca powrót do reguł św. Benedykta]
Egzempcja nie ma jednak wyłącznie wymiaru związanego z prawem kanonicznym [na ziemiach polskich korzystała z jej dobrodziejstw długo diecezja warmińska]. W Polsce znana była między innymi w I Rzeczypospolitej, jako forma uniknięcia odpowiedzialności sądowej [z wyjątkiem jurysdykcji sądów wojskowych], przez osoby, a nawet rodziny osób podejmujących służbę wojskową w strukturach państwa.
Stan spraw publicznych współczesnej Polski, stopień upartyjnienia funkcjonowania państwa, realizacji partykularnych interesów grup społecznych kosztem dobra ogólnego, każe postawić pytanie czy możliwa jest dziś egzempcja pojmowana jako uwolnienie się od wszechogarniającego partyjniactwa, patologicznej prywaty, przejawów korupcji, czy możliwe jest skorelowanie polityki z dobrem publicznym, z pominięciem egoizmów, czy zasadna jest nadzieja na moralny, prawy i ogólnospołeczny charakter rządzenia?     
Dziś - czego dowodzi choćby rządowa reforma emerytalna - rządzenie pojmowane jest raczej jako kompromis interesów bazy społecznej i wyborczej rządzących, niż dbałość o priorytet reform, z zapewnieniem sprawiedliwego, zgodnego z zasadami solidarności społecznej rozdziału ich kosztów. Zapowiadana reforma emerytalna - jak soczewka - ogniskuje walkę interesów i prymat doraźnych, partykularnych interesów nad dobrem ogólnym.
Społeczeństwo znowu dzielone jest na równych i równiejszych. Przywileje jednych stają się bez mała dogmatem [szeroko pojęty aparat przymusu, niektóre grupy społeczno - zawodowe], za które mają zapłacić pracownicy najemni. Po raz kolejny, podważane jest skutecznie przez rządzących zaufanie do instytucji państwa, jako gwaranta ciągłości zobowiązań i trwałości porządku prawnego. 
To nic, że władza publiczna wymusiła już jedną reformę emerytalną w 1998 roku, wedle której jedynym kryterium wysokości i prawa do emerytury miała być wysokość indywidualnego kapitału emerytalnego. Rządzący nie widzą niczego niestosowanego w zmienianiu reguł w trakcie zatrudnienia [kwestia dziedziczenia, zmiany zasad funkcjonowania OFE]. Elity rządzące nie dostrzegają także urągającej elementarnym zasadom sprawiedliwości społecznej manipulacji w zapisie ustawowym dotyczącym Kapitału Początkowego i sposobu jego naliczania [prawo działa wstecz, ogranicznik wysokości składek działa w stosunku do składek zapłaconych przed laty, skutkiem czego w/w kapitał jest istotnie niższy niż być powinien]. To zalegalizowana nacjonalizacja, nazywana przez niektórych konsekrowanym przez państwo złodziejstwem, nie skłania do żadnej refleksji.
Skutkiem dzisiejszym planów reformy jest nie tylko jeszcze większe zantagonizowanie społeczeństwa,  podniesienie temperatury debaty publicznej o nie do końca przewidywalnych skutkach, pogłębienie dyskryminacji w fundamentalnej kwestii równości wobec prawa. O wiele bardziej negatywnym skutkiem jest powszechny społecznie zamiar pogłębienia ucieczki w szarą strefę w aspekcie zatrudnienia. Skoro los emerytur jest niepewny, to po co płacić składki, po co zatrudniać legalnie? Trzeba - jak mawiają niektórzy -  rzeczywiście wziąć sprawy w swoje ręce i wypłacać część wynagrodzeń "pod stołem". Ten proceder - szeroko znany od lat w Polsce - jeszcze bardziej się upowszechni, a jego opłakane skutki w wymiarze drastycznego zredukowania wielkości daniny dla państwa, są relatywnie łatwe do przewidzenia. 
Dlaczego nikt tego nie widzi? Dlaczego nikt nie uwzględnia w projekcjach finansowych? 
Dlatego, że percepcja spraw ze strony rządzących nie przekracza wymiaru jednej kadencji.
W rezultacie gdyby udała się w Polsce egzempcja od koniunkturalizmu w polityce, gdyby oligarchie partyjne mniej myślały w kategoriach partykularnych interesów i prymatu utrzymania władzy, a bardziej w perspektywie dobra ogólnego, wszystkim nam mogłoby się żyć łatwiej, skuteczniejsze byłoby rządzenie, a i łatwiejsze pozyskanie przyzwolenia społecznego oraz budowa consensusu wobec fundamentalnych reform. Póki co jednak brak podstaw do założenia, że jest to możliwe.
Można miast do emerytury pracować do śmierci, można być Premierem przez dwie kadencje i w tym aspekcie zapisać się na kartach polskiej historii. Czy ta kategoria obecności w historii i polityce jest jednak najważniejsza?

                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz