niedziela, 17 stycznia 2016

Europę Polak musi kochać, choć nie bezkrytycznie.

         Sprokurowany i sprowokowany przez rządy Prawa i Sprawiedliwości spór z Unią Europejską, nie jest wyłącznie kwestią stosunku do demokratycznego państwa prawa i jego instytucji. To znacznie bardziej fundamentalny problem relacji, między demokracją liberalną, której ucieleśnieniem w Europie U.E, a coraz powszechniejszymi, odśrodkowymi tendencjami nacjonalistycznymi, dopuszczającymi nie tylko prymat polityki nad prawem, ale i akceptującymi rządy autorytarne w mozaice lokalnych mutacji i plasujące je - ze względu na rzekomą wyższą skuteczność i przywoływane doświadczenia historyczne - nad demokracją. 
Prawo i Sprawiedliwość, decydując się na promowanie polskiej odrębności, dołącza do coraz liczniejszego grona sceptyków i przeciwników intensyfikacji procesów budowy jedności europejskiej z tą różnicą, że formacje narodowe "Starej Europy" promując nacjonalizm, de facto i de iure, bronią swojego dotychczasowego modelu funkcjonowania państwa i poziomu życia obywateli - dodajmy wysokiego, istotnie odbiegającego od poziomu życia przeciętnego Polaka w Polsce. Europejscy sceptycy, a i w coraz większej mierze ma skutek kryzysu i braku perspektyw, szerokie grono Europejczyków ze "Starej, sytej Europy", traktują solidarność europejską i integrację, jako wyrównywanie szans ich kosztem, jako zwoisty eksport miejsc pracy i dobrobytu, do krajów członkowskich, o niższych kosztach płacy i poziomie życia. Paradoks polega na tym, że Prawo i Sprawiedliwość, zgłasza narodowe aspiracje i ich pochodne na arenie europejskiej bezrefleksyjnie, bez analizy naszego potencjału, w sytuacji, w której z uwagi na poziom zapóżnienia cywilizacyjnego i rozwojowego Polski, każdy polski rząd, w najlepiej pojętym narodowym interesie, winien plasować się w awangardzie tych państw i rządów, które dążą do podniesienia na wyższy poziom integracji europejskiej. Polską racją stanu, jest rozwój integracji europejskiej, której jesteśmy głównymi beneficjentami. Nigdy w przeszłości i z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym z pewnością nigdy w przyszłości, nie otrzymamy już takich środków pomocowych jak te, które przyznała nam hojnie Unia Europejska (otwartą kwestią jest sprawa efektywności wykorzystania tychże środków).
PiS w sprawie europejskiej prezentuje najbardziej szkodliwe dla nas samych cechy polskiego charakteru naradowego: niczym nie uzasadnioną wiarę w polski mesjanizm, pozbawione podstaw przekonanie o własnym prymacie i wielkości, ortodoksyjny katolicyzm i genetyczną antyniemieckość. Ten melanż, nie tylko skłóci nas z Europą i jej liderami oraz naszymi niektórymi sąsiadami, z którymi pozostajemy w bardziej niż oczywistych relacjach przyczynowo - skutkowych i sprzężeniach zwrotnych. Aksjologia PiS-u w sprawach międzynarodowych, czyni nas krajem nieprzewidywalnym, a w rezultacie podważa zaufanie do państwa polskiego.
Dążenie do potrzebnej i zasadnej optymalizacji zasad funkcjonowania Wspólnoty, kytyczny stosunek do biurokracji brukselskiej i kosztów funkcjonowania instytucji U.E, jest zupełnie czym innym niż polityczne i doktrynalne awanturnictwo.
Globalizacja przyznała nam póki co rolę "Chin Europy". Dzięki niskim kosztom pracy, do Polski alokowano z innych krajów europejskich wiele całych branż przemysłowych (jak choćby produkcja stolarki PCV). Jak wyglądałby jednak polski rynek pracy, gdyby nie nasze członkostwo w Unii?
Immanentna Wspólnej Europie, swoboda przepływu ludzi i kapitału, wygenerowała co prawda sięgającą 3 mln, najnowszą polską emigrację, ludzi najczęściej młodych, najbardziej wykształconych, najbardziej zaradnych. To niepowetowana strata, także w wymiarze demograficznym. Co jednak owym milionom miałaby do zaproponowania Polska bez członkostwa w Unii Europejskiej?
W jakim miejscu wreszcie byłaby polska wieś, gdyby nie Wspólna Polityka Rolna, a w wymiarze jednostkowym dopłaty bezpośrednie?
Nie jesteśmy, nie byliśmy i nigdy niestety nie będziemy, z wielu powodów Szwajacarią, zatem myślenie o jej pozycji i niezależności jest fałszem i ułudą. Nie stać nas także na bytowanie między Rosją, a Unią.  Egzotyczne koncepcje mocarstwa regionalnego, między blokami, to nie wizjonerstwo, to niebezpieczna nieodpowiedzialność.
Wiedziałem - czemu dawałem wyraz niejednokrotnie i na tym blogu, że rządy Prawa i Sprawiedliwości - będą stanowić swoisty czyściec dla nas wszystkich. Nie sądziłem jednak, że wbrew zapowiedziom, rządy te będą czasem rewanżyzmu, odwetu, strategicznej głupoty. PiS miał unikalną szansę społecznie i politycznie uzasadnionej korekty polskiej rzeczywistości. Może z tej szansy jeszcze skorzystać pod warunkiem, że nie będzie szukał wrogów tam, gdzie ich nie ma, sam konsolidował opozycję wobec siebie, nie będzie dezorganizował, anarchizował i relatywizował zasad demokracji. Unia Europejska i jej instytucje, to ostatnie miejsce, w którym PiS powinien chceć się wyróżniać wedle własnych standardów.
Obecna polityka polskiego rządu wobec Unii Europejskiej nosi wszelkie znamiona rażącej niewdzięczności. Mam nadzieję, że nie doprowadzi ona - analogicznie do rozwiązań polskiego ustawodawstwa cywilnego - do możliwości odwołania darowizny, w warunkach wystąpienia rażącej niewdzięczności. Moglibyśmy stracić ponad 100 mld Euro wsparcia, w bieżącej perspektywie unijnego finansowania, co byłoby katastrofą dla polskiego budżetu, dla naszej przyszłości, której skutki przekraczają dalece jedną kadencję sejmową.
W stosunku PiS do Wspólnoty Europejskiej, potrzebne jest opamiętanie.
Trzeba też niezmiennie przypominać i pamiętać, że rządy PiS-u są wynikiem werdyktu wyborczego, a ten rezultatem politycznej niedopowiedzialności, arogancji i głupoty Platformy Obywatelskiej, rządzącej w koalicji z PSL, przez dwie kadencje w Polsce i awanturnictwa politycznego oraz niedojrzałości SLD, któremu PiS zawdzięcza większość sejmową, a w konsekwencji władzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz