czwartek, 10 lutego 2011

Afera Dreyfusa a Tragedia Smoleńska - różnice czy podobieństwa ?

            Afera Dreyfusa, której mimowolnym bohaterem został Alfred Dreyfus [1859 - 1935], kapitan armii francuskiej, z pochodzenia Żyd, mimo że była przede wszystkim dramatem osobistym człowieka [przypomnijmy pokrótce: Dreyfus oskarżony o szpiegostwo na rzecz Niemiec, na podstawie sfabrykowanych dowodów, został skazany na dożywocie, zesłany do kolonii i zdegradowany], była w istocie ucieleśnieniem głębokiego sporu ideowego o kształt, wizję społeczno - ustrojową i priorytety III Republiki Francuskiej. Choć ostatecznie zakończona happy-endem i triumfem sprawiedliwości [Dreyfusa ułaskawiono ostatecznie w 1899 roku, w pełni zrehabilitowano w 1906, przywrócono do służby wojskowej, podczas I Wojny Światowej awansowano do stopnia pułkownika. Został także Kawalerem Legii Honorowej], przez lata antagonizowała francuskie społeczeństwo, była osią konfliktów i ostrych sporów politycznych polaryzujących Francuzów.
Dlaczego przywołuję tą sprawę? 
Wracam do niej ponieważ uważam, że jesteśmy na prostej drodze do powtórzenia jej negatywnych konsekwencji, za sprawą Tragedii Smoleńskiej. 
Katastrofa samolotu z Prezydentem RP na pokładzie, była i pozostanie tragedią o narodowym charakterze, ale wszystko co się wokół niej dzieje i działo nosi znamiona świadomej dezintegracji społeczeństwa, w wymiarze symbolicznym [kluczowym tego przykładem kontrowersje wokół miejsca pochówku Prezydenta z Małżonką], faktograficznym [niedopowiedzenia i nieodpowiedzialne kreowanie teorii spiskowej na miarę okoliczności śmierci Generała Sikorskiego], historycznym [miną pewnie lata zanim uspokoją się emocje i powróci zdolność do racjonalnych ocen i przewartościowań, na bazie materiałów dowodowych, a nie nie weryfikowalnych hipotez], wreszcie społecznym [inicjowanie i utrwalanie podziałów społecznych].
Potrzebne i niezbędne wyjaśnienie przyczyn katastrofy z wyciągnięciem wniosków na przyszłość, nie może być jedynym tematem debaty publicznej, nie może bezgranicznie angażować opinii publicznej 38 milionowego narodu w środku Europy!!!. Nie może być substytutem rzeczywistej dyskusji społecznej nad dylematami i wyborami, opcjami rozwojowymi, zwłaszcza w aktualnych, trudnych czasach.
Sprawa Tragedii Smoleńskiej jest wygodnym tematem zastępczym polskich elit politycznych, sprzyjającym zarazem aktywizacji i procesowi hermetyzacji oraz homogenizacji elektoratu głównych sił politycznych kraju. Łatwiej przecież dyskutować emocjonalnie o tragedii, niż przedstawić pozytywny program gospodarczy, priorytety społeczne w polityce, walczyć z wszechobecną korupcją w życiu publicznym. 
Wbrew pozorom i publicznym deklaracjom, także aktualnej koalicji rządowej sprawa ta daje znakomite pole do unikania trudnych pytań o przyczyny braku reform [co przykre w kontekście deklarowanego w kampanii wyborczej liberalnego charakteru głównej partii koalicji]. Mam wrażenie, że wyborcy już w wyborach parlamentarnych tego roku wystawią - za pomocą kartki wyborczej, a precyzyjnej demonstrując określone zachowania wyborcze [sądzę, że wielu dotychczasowych zwolenników P.O, czując się oszukanymi, pojedzie na grzyby do lasu zamiast na wybory] - rachunek za taką postawę. Niezależnie od przepływu elektoratu między partiami, im niższa frekwencja tym większa rola "twardego elektoratu", który może sensacyjnie rozstrzygnąć o wyniku wyborów, wbrew sondażom przedwyborczym!!!  
W rozstrzygnięciu afery Dreyfusa znakomitą rolę odegrały środki masowego przekazu, przede wszystkim dominująca wówczas - w aspekcie wpływów społecznych - prasa. 
To w związku z nią publicznie głos zabrali intelektualiści. To w związku z tą sprawą Emil Zola, 13 - go stycznia 1898 roku, na łamach gazety "L'Aurore" opublikował słynny list otwarty pod znamiennym tytułem  "J' accuse" ["Oskarżam"], będący w istocie otwarta, ostrą krytyką Prezydenta Republiki i Rządu.
Kto - biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy sprawy Tragedii Smoleńskiej i jej potencjalne konsekwencje dla przyszłości i jedności narodowej - wezwie w Polsce oficjalnie i publicznie do opamiętania strony, powtarzam strony konfliktu. Kto odważy się we współczesnej  Polsce odegrać rolę Zoli we Francji przełomu wieków, kto opamięta elity, wezwie do uspokojenia nastrojów, zmusi partie polityczne i ich liderów do racjonalnych zachowań z uwzględnieniem interesu ogólnonarodowego, a nie partykularyzmów własnych środowisk politycznych ?
Emilu Zolo współczesnej Polski, wzywam cię do działania, już czas, najwyższy czas !!!!                  
    
.   
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz