niedziela, 24 czerwca 2012

Nie mają chleba, niech jedzą ciastka - czy oderwanie rządzących od realiów ma ponadczasowy charakter?

Słowa o chlebie i ciastkach przypisywane nie do końca zasadnie Marii Antoninie Habsburg [1755 - 1793], ilustrujące brak zrozumienia dla nastrojów szerokich mas, mogą być i są bardzo często traktowane jako symbol oderwania rządzących od realiów społecznych. Dodać przy tym należy istotne sprostowanie: nawet - w co osobiście wątpię - jeżeli autorką tych słów była królowa Francji [wyłącznie z historycznego punktu widzenia nie mogła nią być, bo sformułowanie to pojawia się po raz pierwszy w książce J. J. Rousseau "Les confessions", która ukazała się kiedy królowa miał 10 lat - tytuł polski "Wyznania", ostatnie polskie wydanie: Wyd. Zielona Sowa. Kraków. 2003] - to ich wymowa i konotacja w przedrewolucyjnej Francji była zdecydowanie odmienne niż dziś. W ówczesnej Francji, piekarze w przypadku braku chleba byli zobligowani do sprzedaży ciastek właśnie w cenie chleba.
Nie najistotniejsze jest zresztą dywagowanie nad tym, kto jest autorem tych słów i czy Maria Antonina rzeczywiście je wypowiedziała. Problem jest znacznie poważniejszy.
Podstawowe pytanie na dziś to kwestia czy elity rządzące, decydenci, mimo wsparcia ogromnego aparatu i posiadania profesjonalnych narzędzi do poznania stanu nastrojów społecznych [przede wszystkim instytuty badania opinii publicznej i preferencji wyborczych] posiadają istotnie wiedzę o hierarchii społecznych preferencji, problemów i potrzeb. Analizując rzeczywistość społeczno - polityczną można odnieść wrażenie, że niestety wiedza decydentów w przedmiotowej materii jest dalece niewystarczająca.
Jakże bowiem inaczej traktować opieszałość w reakcjach i działaniach korygujących w kluczowych - z punktu widzenia interesów społecznych - sprawach,  jak oceniać zaniechania i zaniedbania, jak interpretować oczywiste błędy i przejawy braku właściwej troski o fundamentalne sprawy społeczne?
Dobrym przykładem jest niemoc polskiego rządu w porządkowaniu spraw związanych z ochroną zdrowia. Przedstawiciele koalicji rządzącej podają dziś mediach, że nakłady na służbę zdrowia w Polsce wzrosły za rządów Platformy Omnipotencji z 40 mld zł do 60 mld zł. Tylko co z tego, skoro dostęp do lekarza staje się coraz bardziej trudny, polityka ochrony zdrowia nieprzewidywalna, zasady leczenia i refundacji coraz mniej czytelne i merytorycznie zrozumiałe? Co z tego, skoro grozi nam kolejny paraliż na skutek sporu NFZ ze środowiskiem lekarskim w sprawie zasad odpowiedzialności za refundację zakupu leków?
Ile z owych 60 mld zł nakładów pochłania samo utrzymanie osławionego Narodowego Funduszu Zdrowia jako instytucji?
Dlaczego polski pacjent zobligowany prawnie do płacenia składki zdrowotnej [czasami o ironio wielokrotnie, od umowy o pracę i działalności gospodarczej jednocześnie!!!], chcąc korzystać z porady lekarza specjalisty bez zbędnej zwłoki i biurokratycznej mitręgi, musi za spotkanie z lekarzem zapłacić z własnej kieszeni, bez możliwości odliczenia tego od podatku i obniżenia składki zdrowotnej?
Czasami mam wrażenie, że odporność rządzących przyjmująca wcale nie incydentalnie formę znieczulicy społecznej, to skutek podejścia, które dobrze ilustruje właśnie zdanie o chlebie i ciastkach. Pacjenci mogą przecież miesiącami, ba nawet latami czekać na zabiegi i operacje, a to że być może nie dożyją to zupełnie inna sprawa.
Niestety z punktu widzenia pacjentów lecznicy rządowej problem ten nie wygląda wcale tak ostro i dramatycznie. Przecież tam zawsze jest chleb, a nawet ciastka jednocześnie...
Przykłady opisywanych zachowań rządzących można mnożyć w nieskończoność [groteskową wręcz wymowę ma rządowy program budowy boisk piłkarskich dla dzieci w Polsce, które wybudowano, tylko teraz nie ma pieniędzy na sfinansowanie 50 % - resztę dopłacają samorządy - na pensje dla instruktorów!!!].
Euro już za tydzień się kończy. Listek figowy zakrywający niekompetencję i zaniechania straci czarodziejską moc. Kibice - wyborcy - obywatele, odzyskają ostrość w percepcji kluczowych problemów społecznych. Co wtedy? Co dalej?
Dlaczego polska władza polityczna nie jest w stanie brać przykładu z współczesnej Francji? Dlaczego Platforma Obywatelska, mając od 2 lat komfort rządzenia dzisiejszych socjalistów francuskich [status partii rządzącej we wszystkich ośrodkach władzy], jest znacznie mniej skuteczna i działa z o wiele mniejszym rozmachem? 
Rządzącym w Polsce i nie tylko życzyć trzeba, aby kończąc okres sprawowania władzy, dokonując oczywistych podsumowań, nie musieli zapożyczyć innego słynnego francuskiego zdania, pochodzącego z testamentu Ludwika XV [1710 - 1774]: "[...] Źle rządziłem, źle administrowałem [...]". Niech zdanie to brzmi jak swoista przestroga. W systemie demokratycznym zmiana opcji politycznej sprawującej władzę, jest procesem naturalnym, nieuchronnym, a przez to oczywistym. Chodzi jednak także o styl sprawowania władzy, dokonania i społeczną percepcję tego okresu...       
   
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz