poniedziałek, 24 września 2012

Gdy bezradność staje się obsesją.

We Francji, czołowa przedstawicielka Partii Socjalistycznej, poważna, potencjalna kandydatka na zastępcę mera Paryża w najbliższych wyborach samorządowych 2014 roku, Pani Anne Hidalgo oświadczyła wczoraj, że Front Narodowy nie jest partią porządku republikańskiego, że odpowiada definicji partii neonazistowskiej, a historycznie jej protoplaści, byli zwolennikami kolaboracji z nazistami. Na marginesie, takie oskarżenia we Francji - biorąc pod uwagę jej skomplikowaną historię - są dowodem skrajnej desperacji. 
Kierownictwo Frontu Narodowego zapowiedziało rzecz jasna skierowanie sprawy na drogę sądową.
W Polsce też często słyszymy, że ta, czy tamta partia, reprezentująca określone środowiska i związane z tym interesy oraz hołdująca odmiennej niż rządzący aksjologii, nie zasługuje na pełnoprawną obecność w życiu politycznym, uczestnictwo w dyskursie publicznym, a jej zwolennicy są obywatelami mniej dojrzałymi, o mniejszym wyrobieniu politycznym. By ograniczyć się do III Rzeczpospolitej, taki status i percepcję mieli wyborcy lewicy bezpośrednio po 1989 roku, potem elektorat Tymińskiego w wyborach prezydenckich 1990 roku [wypada przypomnieć, że uzyskał on poparcie ponad 3,6 mln Polaków, tj. 25,75% głosujących], wreszcie sympatycy Samoobrony, a obecnie admiratorzy Ruchu Palikota, SLD, a nawet PiS-u.
Zarówno w Polsce, jak i we Francji, jest to pokłosiem absurdalnego założenia rządzących, że naturalne podziały polityczne, mozaikę społecznych preferencji politycznych, opartych na wyraźnie ideologicznej podstawie, można zdeprecjonować, dowolnie reglamentować i kształtować, by nie powiedzieć manipulować nimi.
To absolutnie błędne założenie.
W istocie rzeczy rządzący mają w naturalny sposób większą możliwość dotarcia do serc i umysłów obywateli, choćby za sprawą nieskrępowanego dostępu i obecności w mediach. To poważna, czasami rozstrzygająca okoliczność, nie zapewniająca jednak uniwersalnego "rządu dusz".
Partie będące u władzy, zarówno w Polsce, jak i we Francji, zapominają o kluczowym założeniu obecnym w życiu politycznym od czasów klasyków marksizmu: to byt kształtuje świadomość. W konsekwencji osiągany przez nie poziom poparcia społecznego, perspektywy na przyszłość, są wprost proporcjonalne do obiektywnego i subiektywnego poczucia zadowolenia obywateli z szeroko rozumianego poziomu życia.
Zarówno w Polsce, jak i we Francji - niezależnie od istniejących różnic, jak choćby czas sprawowania władzy i swoboda jej wykonywania - coraz bardziej widoczna jest histeria i bezradność rządzących wobec obiektywnych trudności procesu rozwoju społecznego, zwłaszcza w warunkach kryzysu ekonomicznego, co w sposób bezpośredni przekłada się na stan nastrojów społecznych. Subiektywną przyczyną spadających notowań władzy publicznej jest niezadowalająca efektywność sprawowania władzy,  mała transparentność życia politycznego, wzmagana przez afery z udziałem oligarchii partyjnych.
Starą jak świat metodą uśmierzania własnego bólu przez rządzących i integrowania społeczeństwa wokół własnych celów, jest koncepcja poszukiwania wroga: zewnętrznego i wewnętrznego. We Francji tę rolę zaczyna odgrywać Front Narodowy, w Polsce zatomizowana póki co opozycja.
W tle tej manipulacji, o szczególnie wątłej podstawie merytorycznej, pobrzmiewa zasadnicze pytanie: czym jest demokracja, jaki jest zakres swobód obywatelskich?
Jeżeli prominentni przedstawiciele partii rządzących odmawiają legalnej opozycji, nierzadko o statusie parlamentarnym, prawa do uczestnictwa na równych prawach w życiu politycznym, uciekając się przy tym do retoryki z minionej epoki [vide argumentacja A. Hidalgo], musi stać się to przyczynkiem do dyskusji o demokratycznych pryncypiach. Jeżeli bowiem przyjąć za usprawiedliwioną i zasadną argumentację Pani Hidalgo, 18% Francuzów popierających Front Narodowy we Francji to kto? Naziści, faszyści, ludzie zmanipulowani, obywatele drugiej kategorii? Przecież to absurd!!!
Wytłumaczenie takich postaw przedstawicieli partii rządzących prezentowanych wobec opozycji jest prozaiczne. U źródeł takich zachowań, takiej agresji, podejmowanych działań, leży wynikająca z bezradności, rozpaczliwa, obsesyjna próba zdezawuowania przeciwnika politycznego. W porządku demokratycznym jest to jednak droga donikąd, skazana na porażkę. Jedyną wątpliwością jest horyzont czasowy wspomnianej klęski i jej rozmiary.       
Panie i Panowie politycy! Czas nie na romantyczne, demagogiczne, oratorskie popisy, a na pozytywistyczną pracę u podstaw. Po to zostaliście obdarzeni zaufaniem społecznym, które - na szczęście -  w demokracji po długim niestety okresie ochronnym [kadencja], może zostać odebrane. 
           
       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz