Przyjęte wczoraj przez francuskie Zgromadzenie Narodowe - niższą izbę francuskiego parlamentu - ustawodawstwo zakazujące pod dolegliwymi sankcjami [do roku pozbawienia wolności i 45 tys Euro grzywny], negowania ludobójstwa Ormian, dokonanego przez Turków podczas I wojny światowej i po niej [szacuje się, że ofiarami masowej eksterminacji mogło stać się w latach 1915 - 1923 nawet 1,5 mln Ormian], jest nie tylko wyrazem hołdu dla ofiar i ich pamięci. Jest znacznie czymś więcej, ma istotnie większy ciężar gatunkowy i znaczenie, jest strategicznym wyborem.
Po latach latach chwiejności, kluczenia, unikania zajęcia jasnego stanowiska, prolongaty ostatecznej odpowiedzi, francuska klasa polityczna zdaje się definitywnie przyjmować postawę już nie tylko rezerwy, ale otwartego sprzeciwu wobec koncepcji pełnej integracji Turcji z Europą, co jeszcze do niedawna wydawało się być naruszaniem podstawowego kanonu europejskiego rozumienia poprawności politycznej.
Taka ewolucja stanowiska nie jest dziełem przypadku.
Najpierw, czołowi przywódcy Zachodu [jako pierwsza w październiku 2010 roku oficjalnie uczyniła to Kanclerz A. Merkel, po niej Prezydent N. Sarkozy i Premier D. Cameron] przyznali, że forsowana przez lata, niezmiernie kosztowna społecznie i politycznie koncepcja społeczeństwa wielokulturowego zbankrutowała.
Wielokulturowość - pochodna okresu prosperity Europy Zachodniej - stała się dysfunkcjonalnym elementem rzeczywistości społeczno - politycznej, budzącym z uwagi na przede wszystkim koszty socjalne, ale i ewidentny konflikt aksjologiczny, coraz większe opory społeczne.
Wielowymiarowy kryzys Europy spowodował, że elity polityczne Europy dokonały można wnioskować realnego szacunku zysków i strat, podejmując w rezultacie - mimo atrakcyjności Turcji w wielu aspektach [potencjał ludnościowy przekładający się na atrakcyjność konsumencką, rozwój gospodarczy, potrzeby inwestycyjny, wreszcie zasoby naturalne] - decyzję o ostatecznym odejściu od koncepcji pełnej integracji Turcji z Europą. Ponadto wzrost znaczenia społecznego ruchów nacjonalistycznych i wpływów politycznych partii narodowych, w kluczowych państwach europejskich, w zestawieniu z europejskim kalendarzem wyborczym na najbliższe lata, wymusza niejako ewolucję nastawień i preferencji politycznych partii tradycyjnej prawicy, zagrożonych utratą wpływów i poparcia wyborczego, po prostu utratą władzy.
Francuska inicjatywa ustawodawcza wpisuje się dobrze w tą nową koncepcję polityczną, trudno bowiem za motyw działania uznać wyłącznie ocenę sytuacji z przed prawie wieku, oraz tradycyjnie pozytywny stosunek Francuzów dla Ormian.
W stanowisku tym i działaniu, uderza wszakże jedna niekonsekwencja: jak logicznie i racjonalnie wytłumaczyć, że Turcja jest dysfunkcjonalna dla Europy, ale buduje zarazem efekt synergii dla NATO, stanowiąc jego filar na południowej flance Paktu?
Osobiście niepokoi mnie jeszcze jedna kwestia.
Wyraźnemu ochłodzeniu relacji Turcji z Europą towarzyszy poważny konflikt Turcji z Izraelem. W rezultacie w basenie Morza Śródziemnego pęka jak się wydawało do niedawna solidny kordon sanitarny świata Zachodu wobec wojowniczego islamu. Kto skorzysta na tych animozjach? Oby nie sprawdził się pesymistyczny, czarny scenariusz: rezerwa wobec Turcji, póki co kraju islamskiego którego laickość gwarantuje armia, doprowadzi do upadku sił umiarkowanych w Turcji na drodze legalnych wyborców. Władzę przejmą w tym kraju w efekcie końcowym ugrupowania wyznaniowe, których celem będzie odejście od wizji państwa Mustafy Kemala Ataturka. Przegrana kemalizmu w Turcji, może dla Europy być śmiertelnym wyzwaniem i zagrożeniem.
Wyraźnemu ochłodzeniu relacji Turcji z Europą towarzyszy poważny konflikt Turcji z Izraelem. W rezultacie w basenie Morza Śródziemnego pęka jak się wydawało do niedawna solidny kordon sanitarny świata Zachodu wobec wojowniczego islamu. Kto skorzysta na tych animozjach? Oby nie sprawdził się pesymistyczny, czarny scenariusz: rezerwa wobec Turcji, póki co kraju islamskiego którego laickość gwarantuje armia, doprowadzi do upadku sił umiarkowanych w Turcji na drodze legalnych wyborców. Władzę przejmą w tym kraju w efekcie końcowym ugrupowania wyznaniowe, których celem będzie odejście od wizji państwa Mustafy Kemala Ataturka. Przegrana kemalizmu w Turcji, może dla Europy być śmiertelnym wyzwaniem i zagrożeniem.
Obawiam się, że radykalne państwa islamskie znają treść przysłowia: nieprzyjaciele naszych nieprzyjaciół są naszymi przyjaciółmi, mogą zatem mieć nie tylko powód do satysfakcji, mogą umiejętnie podsycać te animozje i stymulować urzeczywistnienie fatalnego dla Europy scenariusza.
Witaj,
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam z prawdziwym zainteresowaniem, nareszcie jakis rozsadny glos w tym natloku ksenofobii i niewiedzy ziejacej z komentarzy na roznych forach. Twoje uwagi sa i trafne, i logiczne.
Nie chce wnikac w to, czy to co sie stalo w tamtym czasie bylo, czy nie bylo ludobojstwem.
Zastanawia mnie tylko fakt, ze stalo sie to tuz przed wyborami prezydenckimi we Francji. Nie musze dodawac, ze diaspora ormianska jest dosc liczna i ma prawa wyborcze, w przeciwienstwie do emigracji tureckiej. O ile mnie pamiec nie myli jest to temat odgrzewany przy niemal kazdej elekcji.
Druga sprawa to mozliwosc zaostrzenia stosunkow turecko - ormianskich. Od niedawne kraje te nawiazaly pierwsze kontakty dyplomatyczne, zaczal sie dialog. Co teraz? Czy na pewno Armenia cos wygra na tym politycznym posunieciu Francji?
Raczej watpie.
Obserwuje (moze niezbyt uwaznie ale zawsze COS uda mi sie zauwazyc) stosunki panujace we francuskim rzadzie i nieraz mam ochote sie poprawic i napisac/powiedziec na francuskim dworze. Krol Sarko.
Dzis ogladalam kolejny wywiad z Panem (Jego Wysokoscia) Prezydentem. Naprawde po raz enty jestem pod wrazeniem unizonosci francuskich dziennikarzy. Rozumiem grzecznosc, szacunek ale... trzeba widziec i slyszec. Wywiad, ktory absolutnie NICZEGO nie wnosi, nie wyjasnia, nie tlumaczy. Wodolejstwo na temat "przyjaciol" tureckich i stosunkow francuskotureckich.
Wg mnie to nie tyle Francja, co Sarko po raz kolejny rozgrywa wlasne plany nie baczac na konsekwencje.
Chcialam jeszcze tylko zauwazyc przy okazji Twojej wypowiedzi o forsowanej polityce wielokulturowej, ze wg. mnie ta polityka byla oparta na blednych zalozeniach, nie przewidujacych skutkow polityki kolonialnej - czyli naplywu ludnosci z bylych kolonii, niewyksztalconej ale swiadomej "krzywd" doznanych za czasow kolonizacji (pisze w cudzyslowiu, bo czesto kraje po wyzwoleniu popadaly w prawdziwa nedze i domowe wojny o wladze), pelna postaw roszczeniowych. Niemcy i Austria przeciez juz tez zapomnialy w jaki sposob "nabyli" mniejszosc turecka - tania sila robocza z lat 60tych ub. wieku. Bylo im nawet na reke, ze sa to ludzie niewyksztalceni, ba analfabeci z tureckich wiosek. Tak ze ta polityka wielokulturowosci nie byla taka bezinteresowna, teraz niestety trzeba poniesc konsekwencje. Ale czy akurat w taki sposob, jak chocby ten w zasadzie pusty gest o uznaniu ludobojstwa? Pusty, bo Armenia nic na tym nie zyska a byc moze straci.
Pozdrawiam, Irez