Przypadająca rocznica tragedii katyńskiej i smoleńskiej, poza obchodami rocznicowymi, rozważaniami o sposobach godnego ich materialnego upamiętnienia, wspomnieniami o tragicznie zmarłych, musi mieć - poza podszytą bólem refleksją - wymiar rozważań o przyszłości.
Nikt poważny nie kwestionuje dziś zbrodni katyńskiej, jej genezy i autorów. Analogicznie każdy normalny człowiek, rozumie dramatyzm katastrofy smoleńskiej. Wszyscy mają świadomość traumatycznego charakteru tych zdarzeń dla najbliższych zamordowanych w Katyniu i tych którzy zginęli tragicznie w katastrofie lotniczej w Smoleńsku.
Zdarzenia te i ich tragizm - zachowując proporcje między Katyniem a Smoleńskiem - znalazły i zapewne znajdą odzwierciedlenie w naszej narodowej historii. Sądzę, że w Polsce istnieje daleko posunięty narodowy consensus w takiej percepcji tych wydarzeń.
Spór o generacyjnym, a przede wszystkim głęboko ideologicznym charakterze, trwa i zanosi się niestety że będzie trwał przez dziesięciolecia, w odniesieniu do roli omawianych zdarzeń dla kształtu relacji polsko - rosyjskich, oraz znaczenia dla naszych wewnętrznych, polskich spraw.
W relacjach polsko - rosyjskich moim zdaniem niezbędne jest ostateczne odtajnienie wszystkich dokumentów katyńskich, a następnie przebaczenie i symboliczne pojednanie narodowe. W stosunkach polsko - rosyjskich Katyń i Smoleńsk, muszą odegrać rolę francuskiego Verdun. Musimy wreszcie wyjść poza ciasne nacjonalizmy, wzajemne uprzedzenia, pokonać kompleksy.
Obawiam się, że o wiele trudniejsza droga czeka nas w relacjach wewnętrznych. Jestem przekonany niestety, że stosunek do katastrofy smoleńskiej stanie się na długo katalizatorem postaw społecznych, papierkiem lakmusowym podzielanej orientacji politycznej i aksjologii. Istnieje bardzo poważne - moim zdaniem - ryzyko, że stare endeckie hasło: Polak - Katolik, stanie się triadą: Polak - Katolik - Smoleńsk. Ryzyko jest tym większe, że co najmniej jedna opcja polityczna chce uczynić ze sprawy katastrofy smoleńskiej oś integracji zwolenników oraz znak rozpoznawczy elektoratu. Jeżeli tak się stanie, to na lata ugrzęźniemy w pozornym sporze politycznym, który podzieli względnie trwale polskie społeczeństwo.
Nie oczekuję, że wyrzekniemy się estymy i pamięci. Rozumiem i podzielam ból tych, którzy w katastrofie samolotu w Smoleńsku stracili najbliższych. Nikt nie ma prawa jednak - moim zdaniem - oczekiwać, że 38 milionowy naród w środku Europy, na lata ugrzęźnie w letargu permanentnych rekolekcji, których tematem będzie Smoleńsk. Absolutna zgoda na pamięć i szacunek, nie może oznaczać i być rozumiana jako zgoda na budowę nowego romantycznego mitu narodowego. To byłoby poważne i nieuprawnione nadużycie.
Zastanawiam się, kto z przedstawicieli polskiej elity politycznej [a może hierarchii kościelnej?], bez względu na zasady poprawności politycznej, merytorycznie i bez emocji powie, że w ponad tysiącletnich dziejach Państwa Polskiego, tragicznie przerwana prezydentura Lecha Kaczyńskiego to tylko epizod, którego rangę zrewiduje dopiero historia, a jej wyważoną ocenę należy zostawić przyszłym pokoleniom?
Zastanawiam się, kto z przedstawicieli polskiej elity politycznej [a może hierarchii kościelnej?], bez względu na zasady poprawności politycznej, merytorycznie i bez emocji powie, że w ponad tysiącletnich dziejach Państwa Polskiego, tragicznie przerwana prezydentura Lecha Kaczyńskiego to tylko epizod, którego rangę zrewiduje dopiero historia, a jej wyważoną ocenę należy zostawić przyszłym pokoleniom?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz