Ostatnie sondaże opinii publicznej w Polsce, w aspekcie zbliżających się wyborów parlamentarnych, potwierdzają stały charakter obserwowanego trendu wzrostu poparcia dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej [SLD] i jego przywódcy: G. Napieralskiego.
O szansach i wyzwaniach jakie stoją przed SLD, w kontekście wyborów parlamentarnych, pisałem już w poście: Lewica w V Republice - rekomendacja czy memento dla SLD [13.O2.2010]. Dziś nieco inny aspekt sprawy.
Lewicy polskiej do odegrania poważnej roli w przyszłym parlamencie, nie wystarczy odwołanie się jedynie do własnego twardego elektoratu. Taka orientacja oznaczać może barierę 20% poparcia, jako kresu wpływów społecznych Sojuszu. 20% wystarczy zapewne do bycia istotnym członkiem przyszłej koalicji rządowej, ale nie pozwoli na odegranie roli pierwszoplanowej.
Sojusz stoi zatem przed dylematem zbliżonym do tego, jaki stał się swego czasu udziałem historycznych przywódców francuskiej lewicy, w V Republice.
F. Mitterrand [1916 - 1996], socjalista, dwukrotny Prezydent Republiki, mając świadomość ograniczeń, limitowanego charakteru wpływów obozu politycznego tradycyjnej lewicy, był strategicznie i taktycznie, zwolennikiem szerokiego otwarcia zarówno na komunistów, jak i centrum.
Podjął swego czasu nowatorską i odważną, oraz strategicznie słuszną - jak pokazała przyszłość - choć krytykowaną i niezrozumiałą dla części własnej bazy społecznej, decyzję o otwarciu programowym własnego obozu politycznego, czego skutkiem była integracja interesów wspólnych i szukanie consensusu wokół wartości wyznawanych przez szersze grupy społeczne, a nie wyłącznie artykulacja tychże, partykularnych interesów, zwłaszcza w aspekcie tradycyjnej aksjologii lewicy socjalistycznej.
Pomimo, że przegrał wybory prezydenckie z de Gaulle'm [1965 rok], został odsunięty od wyborów w 1969 roku, ponownie przegrał wybory prezydenckie w 1974 roku, w kolejnej elekcji, w 1981 roku, został Prezydentem Republiki, który to urząd pełnił z sukcesem przez dwie kadencje.
Zawsze pozostawał wierny idei otwarcia na inne środowiska jako warunku sine qua non zwycięstwa lewicy we Francji. Dziś, z perspektywy minionych lat, za de Gaulle'm, jest uważany za kluczowego polityka Francji II połowy XX wieku, osobistość która wywarła istotny, pozytywny wpływ na proces transformacji kraju.
G. Marchais [1920 - 1997], przywódca Francuskiej Partii Komunistycznej, długi czas podzielał koncepcję budowy wspólnej platformy programowej z socjalistami, co doprowadziło komunistów - w sojuszu z P.S - do koalicji rządowej.
Sam Marchais, w wyborach prezydenckich w 1981 roku, uzyskał 15,34% głosów, co było czwartym wynikiem pierwszej tury!!!
W 1984 roku uznał jednak, a wraz z nim FPK, że strategia wspólnych wartości z socjalistami jest błędem, w konsekwencji miast integracji i consensusu, postawił na artykulację interesów twardego elektoratu FPK. Wróciły demony społeczeństwa klasowego, prawdziwie komunistyczna retoryka, orientacja na wielkoprzemysłową klasę robotniczą. W rezultacie - choć jest to pewne uproszczenie - rola i znaczenie FPK we francuskim systemie politycznym uległa istotnej, trwałej odtąd marginalizacji.
SLD stoi dziś w Polsce przed omawianym dylematem lewicy francuskiej: postawić na artykulację interesów własnego obozu politycznego, czy odważnie otworzyć się programowo w kierunku centrum? Odpowiedź, jedynie z pozoru wydaje się być oczywista.
Realne, a co ważniejsze wiarygodne i akceptowalne społecznie otwarcie SLD w kierunku integracji interesów szerszej niż dotąd bazy społecznej, wymaga znacznie bardziej doprecyzowanego, zniuansowanego niż obecnie programu politycznego. Wyraźnej aprecjacji programowej ulec muszą kwestie gospodarcze, ustąpić musi pryncypialna, dogmatyczna i demagogiczna czasami "wrażliwość społeczna", na rzecz akceptacji zróżnicowań społecznych, jako względnie trwałego elementu krajobrazu społecznego, zmaleć musi ideologiczna wiara w omnipotencję państwa, a przede wszystkim stępieniu ulec winien ostentacyjny, niepotrzebny antyklerykalizm.
Patrząc na charakter społecznego dyskursu we współczesnej Polsce i przebiegające linie politycznego podziału, widząc wyczerpywanie się istoty dalszego trwania dwubiegunowego de facto charakteru systemu partyjnego w Polsce [PO - PiS], jak i widząc nieporadność elit politycznych, przed SLD stoi historyczna szansa. Nie jestem jednak przekonany, czy SLD jest przygotowany do takiej roli, a przede wszystkim, czy jest przygotowany programowo na otwarcie w kierunku centrum [a szkoda, bo ma obiektywnie rzecz biorąc znakomite zaplecze intelektualne]. Życzę Sojuszowi, aby w jego wyborczej strategii dominował duch Mitterranda. Obawiam się jednak, że istnieje poważne ryzyko, że wezmą górę działania bliższe tradycji Marchais.
Sojusz stoi zatem przed dylematem zbliżonym do tego, jaki stał się swego czasu udziałem historycznych przywódców francuskiej lewicy, w V Republice.
F. Mitterrand [1916 - 1996], socjalista, dwukrotny Prezydent Republiki, mając świadomość ograniczeń, limitowanego charakteru wpływów obozu politycznego tradycyjnej lewicy, był strategicznie i taktycznie, zwolennikiem szerokiego otwarcia zarówno na komunistów, jak i centrum.
Podjął swego czasu nowatorską i odważną, oraz strategicznie słuszną - jak pokazała przyszłość - choć krytykowaną i niezrozumiałą dla części własnej bazy społecznej, decyzję o otwarciu programowym własnego obozu politycznego, czego skutkiem była integracja interesów wspólnych i szukanie consensusu wokół wartości wyznawanych przez szersze grupy społeczne, a nie wyłącznie artykulacja tychże, partykularnych interesów, zwłaszcza w aspekcie tradycyjnej aksjologii lewicy socjalistycznej.
Pomimo, że przegrał wybory prezydenckie z de Gaulle'm [1965 rok], został odsunięty od wyborów w 1969 roku, ponownie przegrał wybory prezydenckie w 1974 roku, w kolejnej elekcji, w 1981 roku, został Prezydentem Republiki, który to urząd pełnił z sukcesem przez dwie kadencje.
Zawsze pozostawał wierny idei otwarcia na inne środowiska jako warunku sine qua non zwycięstwa lewicy we Francji. Dziś, z perspektywy minionych lat, za de Gaulle'm, jest uważany za kluczowego polityka Francji II połowy XX wieku, osobistość która wywarła istotny, pozytywny wpływ na proces transformacji kraju.
G. Marchais [1920 - 1997], przywódca Francuskiej Partii Komunistycznej, długi czas podzielał koncepcję budowy wspólnej platformy programowej z socjalistami, co doprowadziło komunistów - w sojuszu z P.S - do koalicji rządowej.
Sam Marchais, w wyborach prezydenckich w 1981 roku, uzyskał 15,34% głosów, co było czwartym wynikiem pierwszej tury!!!
W 1984 roku uznał jednak, a wraz z nim FPK, że strategia wspólnych wartości z socjalistami jest błędem, w konsekwencji miast integracji i consensusu, postawił na artykulację interesów twardego elektoratu FPK. Wróciły demony społeczeństwa klasowego, prawdziwie komunistyczna retoryka, orientacja na wielkoprzemysłową klasę robotniczą. W rezultacie - choć jest to pewne uproszczenie - rola i znaczenie FPK we francuskim systemie politycznym uległa istotnej, trwałej odtąd marginalizacji.
SLD stoi dziś w Polsce przed omawianym dylematem lewicy francuskiej: postawić na artykulację interesów własnego obozu politycznego, czy odważnie otworzyć się programowo w kierunku centrum? Odpowiedź, jedynie z pozoru wydaje się być oczywista.
Realne, a co ważniejsze wiarygodne i akceptowalne społecznie otwarcie SLD w kierunku integracji interesów szerszej niż dotąd bazy społecznej, wymaga znacznie bardziej doprecyzowanego, zniuansowanego niż obecnie programu politycznego. Wyraźnej aprecjacji programowej ulec muszą kwestie gospodarcze, ustąpić musi pryncypialna, dogmatyczna i demagogiczna czasami "wrażliwość społeczna", na rzecz akceptacji zróżnicowań społecznych, jako względnie trwałego elementu krajobrazu społecznego, zmaleć musi ideologiczna wiara w omnipotencję państwa, a przede wszystkim stępieniu ulec winien ostentacyjny, niepotrzebny antyklerykalizm.
Patrząc na charakter społecznego dyskursu we współczesnej Polsce i przebiegające linie politycznego podziału, widząc wyczerpywanie się istoty dalszego trwania dwubiegunowego de facto charakteru systemu partyjnego w Polsce [PO - PiS], jak i widząc nieporadność elit politycznych, przed SLD stoi historyczna szansa. Nie jestem jednak przekonany, czy SLD jest przygotowany do takiej roli, a przede wszystkim, czy jest przygotowany programowo na otwarcie w kierunku centrum [a szkoda, bo ma obiektywnie rzecz biorąc znakomite zaplecze intelektualne]. Życzę Sojuszowi, aby w jego wyborczej strategii dominował duch Mitterranda. Obawiam się jednak, że istnieje poważne ryzyko, że wezmą górę działania bliższe tradycji Marchais.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz