poniedziałek, 10 października 2011

Sojusz Ledwo Dyszy [SLD] - francuscy socjaliści [PS] w euforii: paradoks?

          Wczorajsza niedziela, przyniosła istotne rozstrzygnięcia dla lewicy w Polsce i lewicy we Francji.
    Lewica w Polsce, utożsamiana zasadnie przez lata z SLD, przegrywając z kretesem wybory parlamentarne, z wynikiem najgorszym w historii Polski po 1989 roku, stoi przed poważnym dylematem co do kształtu, wizji i organizacyjnej przyszłości. Niewątpliwie zasadne jest pytanie o organizacyjną oś integracji polskiej lewicy w średnio i długoterminowym horyzoncie czasowym, o formację, która odegra rolę moderatora zmian na lewicy, próbując podnieść lewicowe ideały z obrzeża życia politycznego. 
Francuska lewica, po raz pierwszy w całej historii Francji, zorganizowała wczoraj z wielkim impetem prawybory prezydenckie, przed wyborami prezydenckimi przypadającymi na wiosnę 2012 roku, dążąc do wyłonienia wspólnego kandydata całej formacji w tych wyborach. Do drugiej tury tychże prawyborów przeszli dwaj kandydaci: Francois Hollande, uzyskując 39% oddanych głosów, oraz Martine Aubry, uzyskując 31% głosów. 
W prawyborach mogli uczestniczyć nie tylko członkowie Partii Socjalistycznej, ale wszyscy Francuzi, którzy wypełnili niezobowiązującą deklarację sympatii wobec socjalistów [sympatii, nie członkostwa!!!] i wpłacili symboliczne jedno Euro w jednym z 10.000 lokali wyborczych.
Prawybory socjalistów we Francji okazały się ogromnym sukcesem, wzięło w nich udział ponad 2,5 mln Francuzów!, są zgodnie oceniane - od skrajnej prawicy po skrajną lewicę - jako wielki polityczny, organizacyjny, marketingowy sukces.
Francuscy socjaliści od miesięcy imponują aktywnością, zdrowym fermentem ideowym w partii, nie kryjąc istniejących różnic wewnętrznych, nie sekując, nie deprecjonując znaczenia frakcji politycznych, oraz ich wyrazistych przywódców, którzy nie są skazywani na ostracyzm polityczny.
W Partii Socjalistycznej wolno się różnić, wolno dyskutować, nie obowiązują leninowskie w swych źródłach zasady życia organizacyjnego partii. Lider partii [Pani M.Aubry], staje do prawyborów jako "primus inter pares" i wybory te - póki co przegrywa - ze swoim wewnętrznym oponentem [Panem F. Hollande].
Wszystko to dzieje się publicznie, przy otwartej kurtynie, służąc zarazem mobilizacji własnego twardego elektoratu, poszerzeniu bazy społecznej, popularyzacji partii i jej programu, optymalizacji treści programowych na drodze budowanego partycypacyjnie consensusu. Członkowie i sympatycy partii, a i obojętni wobec socjalistycznych ideałów dotąd Francuzi, mają autentyczne poczucie uczestnictwa w kreowaniu partyjnego kandydata, tworzeniu programu wyborczego partii.
Socjaliści za relatywnie niewielkie środki, zmusili media francuskie to relacjonowania prawyborów, uzyskując w ten sposób znakomity sposób, narzędzie autoreklamy i dotarcia do wyborców. Genialny w swej prostocie zabieg.
Co w tym czasie robi SLD? Zaklina rzeczywistość, prowadzi bezbarwną kampanię przypominającą zwyczaje kolędowe, chcąc zadowolić wszystkich czyli nikogo, razi bezradnością, ulega pokusie poprawności politycznej wobec własnego lidera, którego postawę trudno uznać za charyzmatyczną, a w konsekwencji sromotnie przegrywa wybory.
Sytuacja jest tym bardziej zastanawiająca, że zaplecze intelektualne polskiej lewicy należy niewątpliwie do najlepszych w polskim systemie partyjnym, a partia posiada wieloletnie doświadczenie parlamentarne, w rządzeniu, rozbudowane struktury, a mimo to przegrywa.
Pierwsze decyzje już zapadły, przez co rozumiem odpowiedzialną i jedynie słuszną decyzję dotychczasowego lidera o rezygnacji. To jednak nie załatwia sprawy. To na dobrą sprawę niczego nie załatwia.
O wiele poważniejszym problemem, jest pytanie o zaplecze społeczne lewicy w kontekście jego generacyjnych przemian, o niezbędną modernizację doktrynalno - programową, o metody dotarcia do elektoratu.
Stawianie na egalitaryzm i absolutyzowanie funkcji państwa jako narzędzia redystrybucji dochodu narodowego, koncentracja na sporach światopoglądowych, to archaizm. Absolutyzowanie antyklerykalizmu, biorąc pod uwagę uwarunkowania w Polsce, miast stawiania na indyferentność religijną państwa, apoteoza skrajności społecznych - także w wymiarze moralnym i obyczajowym - w miejsce autentycznej troski o pracowników najemnych, reżyserowana wrażliwość społeczna i nieodpowiedzialne dezyderaty polityki rodzinnej, zatrudnienia, niewątpliwie stanowią barierę dla społecznej akceptacji lewicy w jej obecnym kształcie. Rozstrzygniecie tych kwestii warunkuje też nade wszystko wszelki proces potencjalnej sanacji lewicy.
W jednym z poprzednich postów, udało mi się dobrze ekstrapolować sytuację w polskim systemie partyjnym, dla którego wynik wyborczy Ruchu Palikota stanowi wewnętrzny dynamit, ożywczy wiatr przemian, początek zasadnej i społecznie oczekiwanej erozji polskiej partiokracji, Szkoda, że miałem rację, że proces ten inicjowany jest na lewicy. Z drugiej strony, jest to dla SLD jedyna i niepowtarzalna szansa odzyskania inicjatywy politycznej, odbudowania wpływów społecznych. Jeżeli nie zostanie podjęty w szeregach Sojuszu wielowymiarowy wysiłek w kierunku sanacji, jeśli powaga chwili nie zostanie zrozumiana, a znaki czasu właściwie odczytane, trzeba będzie ponownie wydać znaną komendę o traumatycznym charakterze i przesłaniu: sztandar wyprowadzić!!!.    
Odrębną kwestią jest pytanie: czy Ruch Palikota dojrzał do roli jaką przyznała mu historia, a właściwie werdykt wyborców, czy będzie odpowiedzialną społecznie i politycznie lewicą, czy tylko efemerydą, kolejną mutacją polskiego populizmu. O tym jednak w jednym z kolejnych postów.

            

1 komentarz:

  1. Mysle ze raczej bedzie tak :)

    http://images47.fotosik.pl/345/3b52d6d2c45cf9a5med.jpg

    pozdrawiam
    M

    OdpowiedzUsuń